Takkk... Tradycyjnie... Wyjazd na Air Show Radom 2007 stanął pod jednym ogromnym znakiem zapytania - . Pokazy już w sobotę, a ja nadal nie wiem czy pojadę...
Wyjazd na Air Show była by to jedyna rzecz, która pozwoliłaby mi chociaż na kilka godzin odciąć się od reszty świata, a także zapomnieć, o tym, że od poniedziałku czeka mnie w zasadzie 8-miesięczna rzeźnia, jaką zafunduje mi oświata podczas roku szkolnego 2007/2008. A jako iż jestem lotniczym maniakiem, lotnictwo to moje paliwo... Nie wiem, czy jeśli nie pojadę, wytrzymam kolejne 2 lata w oczekiwaniu na spędzenie kilku godzin wśród samolotów i delektowanie się hukiem silników. Będzie ciężko...
(Może Wam się to wydać dziwne, ale taka prawda... To jest jak narkotyk...)
Na szczęście jest też dobra wiadomość. Właściwie dobra, zawierająca w sobie złą, żeby było ciekawiej... Otóż, kurs motolotniowy (stąd też dzisiejszy rysunek), w którym mam zamiar wziąć udział, zaczyna się 10 września, ALE... Oczywiście mam takie szczęście, że 10-ty to poniedziałek, a więc SZKOŁA... W tym miejscu nie muszę chyba wyjaśniać, że jeśli kurs nie będzie odbywał się popołudniami, to nie mam szans, aby wziąć w nim udział? Przez waloną szkołę... Pomyśleć, że szkoła może pozbawić mnie, bądź w najlepszym razie sporo opóźnić, spełnienie największego marzenia życia... Ta perspektywa jest tak głupia i żałosna, że aż prawie śmieszna...
W dodatku dzisiaj tata zaproponował mi: "Pomyśl, bo może odpuścili byśmy sobie Air Show i wtedy dołożył bym Ci do kursu?". No i co tu odpowiedzieć? Jaką podjąć decyzję? Nie wiem... Jestem w kropce... Szkoooda gaaadać w ogóle...