Właśnie czytam stare notki na fblu. To jedyne miejsce, w którym jest jeszcze trochę dawnej mnie. To straszne, że z tych - tak niedawnych - lat zostałaś mi tylko Ty. To straszne, że jeszcze 2-3 lata temu nawiązywałam bezsensowne, płytkie "przyjaźnie", którymi się tak jarałam.
To straszne, że moje życie nie miało konkretnego sensu, liczyło się zbieranie znajomych, im więcej, tym lepiej. Im więcej osób wypisałam w notce, tym byłam bardziej zajebista. Co się stało z tymi wszystkimi ludźmi? W którym momencie straciliśmy ze sobą kontakt i dlaczego tak się stało? Wszyscy dorośliśmy, rozeszliśmy się w różne strony, ale czemu teraz nawet ze sobą nie rozmawiamy? Czy oni czasem myślą o mnie tak, jak ja o nich? Nie czują potrzeby się odezwać, spytać, jak tam, spotkać się na piwie?
Przeraża mnie różnica, pomiędzy tymi notkami z 2009, 2010 roku, a teraźniejszością. Zaczyna mnie boleć, że tamta beztroska nie wróci. Że teraz trzeba (już nie "można") budować sobie fundamenty przyszłej pracy, że trzeba zacząć zarabiać, bo 100 zł miesięcznie kieszonkowego to "trochę" mało, jak na potrzeby 20-letniej osoby. Nie chcę mieć 20 lat. Ale wiem, że nic nie zatrzyma tych zmian.
Dopóki nie skończyłam 18 lat, czułam, że moje dzieciństwo się nie skończy. Czekałam na tę nieszczęsną 18-tkę, myślałam, że zmieni moje życie: koniec z chowaniem się z papierosami, wreszcie można kupić Jacka Danielsa i spokojnie zamówić piwo na koncercie. Te wszystkie lata, 15, 16, 17, ciągnęły się w nieskończoność. Nie czułam upływu czasu, byłam dzieckiem, chodziłam do gimnazjum, miałam tam swoje psiółki, potem chodziłam do liceum, tam też je miałam. Czekało się wtedy na testy gimnazjalne, na maturę, nową szkołę. Moje życie było podzielone na tygodnie: 5 dni szkoły, 2 dni weekendu.
Co się zmieniło? Co sprawiło, że czuję, jak życie przecieka mi między palcami? Dlaczego nie potrafię tak jak wtedy, pamiętać każdego dnia, codziennie robić czegoś nowego? Dlaczego wtedy każdy miesiąc ciągnął mi się w nieskończoność, a teraz nie zauważyłam, kiedy minął rok od osiągnięcia tej pieprzonej pełnoletności? To była beznadziejna granica, po której wszystko się zmieniło. Wtedy chciałam mieć wciąż rok więcej, bliżej tej wspaniałej możliwości kupienia Marlboro w kiosku.
Teraz marzę o tym, by wszystko stanęło w miejscu i nigdzie się nie ruszało. Chcę poczuć, że żyję, a nie wiecznie odkładać wszystko na następny miesiąc, rok... Nie wiem, jaka jest data, nie wiem, co robiłam wczoraj, a co tydzień temu. Nic w moim życiu się nie dzieje. Jestem w pieprzonej dupie nicości. Codziennie robię rzeczy, które wydają mi się takie miłe i przyjemne, ale tylko tyle.
Rok...? Rok minął od mojej diety cud, kiedy to schudłam 17 kg? Rok minął, od kiedy zaczęłam zarabiać na robieniu zdjęć? Od roku mam lampę błyskową? Rok temu zaczynałam klasę maturalną? Nie... minął już rok i prawie 3 miesiące, przecież to niemożliwe! Napisałam maturę? Kiedy, bo nie zauważyłam? Kupiłam Tamrona? Przecież nadal źle działa, miałam go oddać do serwisu, a przecież... już od dawna przyzwyczaiłam się do jego wady...
Dwa lata? Dwa lata temu miałam tyyylu przyjaciół, wszyscy mnie kochali, miałam wspaniałego chłopaka gdzieś daleko, chodziłam na zajebiste koncerty, żyłam z dnia na dzień, byłam taka szczęśliwa - tak, jasne. Ale czy to na pewno było to? Czy takim życiem osiągnęłabym cokolwiek?
Myślę nad sobą i myślę. Nie wrócę już nigdy do tego, co było, do czasów, kiedy tak czułam się szczęśliwą. To wszystko było takie niesamowicie złudne. Nie mogę pozwolić sobie na tą obłudę teraz, nie, gdy wiem o tych wszystkich rzeczach, które się wydarzyły, nie, gdy moje życie stało się tak obrzydliwie stabilne.
Ale w zasadzie czemu nie mogę? Przecież było mi wtedy dobrze, przecież tęsknię do tego. Czemu całego życia nie mogę przeżyć w ten sposób?
Nie potrafię już nic. Codziennie wydaje mi się, że wszystko jest okej, ale każdego wieczoru siadam i uświadamiam sobie, że jest do dupy, że jestem beznadziejna i że tak naprawdę do szczęścia mi cholernie daleko. I że cały czas tęsknię za tym, co mija, a nie potrafię cieszyć się tym na bieżąco.
Może zjawi się w końcu w moim życiu coś lub ktoś, kto nim ruszy i sprawi, że zacznę żyć normalniej.
Dobrze, że Ty wciąż jesteś, nie odchodź proszę. Od zrobienia tego zdjęcia też minęło już tyle czasu...
Pojutrze pierwszy egzamin na prawko, kolejna rzecz, która powinna mnie cieszyć, a uświadomi mi tylko, że dostałam coś, co przez całe życie uważałam za wspaniałe i magiczne. Zacznę jeździć autem i nie będzie w tym ani trochę wspaniałości czy magii. Będzie obrzydliwie zwykłe, jak całe życie. I tak właśnie je przeżyję, jak każdy. Zwyczajnie.
Komentowanie zdjęcia zostało wyłączone
przez użytkownika juelej.