^ wtedy było tak wspaniale.
Siedziałyśmy we trzy, patrzyłyśmy w gwiazdy, było zimno, pachniało latem, otwierałyśmy trzecią butelkę ruskiego winiacza. Nie było modeleczek, nie było rodziców, nie było problemów z kasą ani przejmowania się byle gównem. Mogłabym tam zamieszkać, oczywiście z jednym wyjątkiem, bo śmierdziało tam niemiłosiernie...
A teraz, cóż. Od października nowa szkoła, znowu przedstawianie się, uśmiechanie od ucha do ucha i próbowanie udowodnić, że nie jest się takim chujowym, jak (pewnie) reszta grupy. Chciałabym zostać rzucona naprawdę na głęboką wodę, chciałabym nocami siedzieć i kuć, chciałabym całe dnie spędzać z aparatem w ręku. Ale podejrzewam, że tak nie będzie, że jedyne, co będę robić przez pierwszy miesiąc nauki w Akademii Fotografii, to jazdy na prawko. Mówiąc szczerze, średnio mi się to uśmiecha. Dość mi już tych 5-miesięcznych wakacji (wiem, powinnam splunąć sobie w brodę, ale naprawdę...). Mam za dużo czasu na użalanie się nad sobą, rozmyślanie o końcu świata, śmierci i narzekanie na brak czasu, którego mam mnóstwo, ale nie potrafię go wykorzystać. Właśnie przeczytałam notkę sprzed wakacji i cóż - właściwie wszystkie ważniejsze plany wypełniłam. Problem jest taki, że gdy mamy mało czasu, bardziej go doceniamy i potrafimy (a przynajmniej ja) spiąć dupkę. Całe wakacje miałam napisać sobie plan dnia, działania, a cóż... wyszło jak wyszło ;)
Ale myślę, że szkoła uporządkuje mi trochę życie, wprowadzi jakiś sensowny ład, do którego się dostosuję. A w maju dostanę papierek z numerem 313104, a certyfikat powieszę sobie na suficie nad łóżkiem. Będzie mi przypominał o tym, by mieć w dupie opinie innych ludzi, z których każdy wie najlepiej, co potrafisz, jak to robisz, co będziesz robić po tym i jak. Nikt mi nie zarzuci, że jestem dziewczynką z lustrzanką, nikt mnie nie wyśmieje za moje plany i marzenia. A później instensywna zbiórka kasy na własne studio i jeżdżenie na sesje własnym autem. Ale do tej pory czeka mnie jeszcze mnóstwo pracy, poświęceń, wyrzeczeń i przekleństw. Choć teraz już wiem, że jestem na takim etapie, że cokolwiek by się działo - nie będzie mi się nawet opłacało rezygnować z drogi, którą sobie obrałam. Jeśli najdą mnie chwile zwątpienia to przypomnę sobie, ile pieniędzy, serca i złości wsadziłam w to, by być właśnie w tej chwili w tym miejscu. Nie mogę też zawieść tych wszystkich ludzi, którzy tak szczerze trzymają za mnie kciuki.
Za rok dziennikarstwo, ale już jako dyplomowany fotograf będzie mi dużo łatwiej przebrnąć przez te nudy, które mnie tam czekają. Będę wiedziała, że jeden fach już mam i nikt mi go nie zabierze.
Tymczasem spłacę długi i zaczynam cały jesienny sezon z agencyjnymi. Nie będzie stojących jak kołki 15-tek, dosyć już mam.
Tęsknię za Chlewiskami i za wami grubaski kochane :* doceniłam to dopiero w Warszawie ;(