Generalnie nie mam dzis już siły pisać pseudoambitne teksty.
Umyta, ogarnięta, nieumalowana, zbierająca się do spania.
Wlaśnie wróciłam do Krakowa, lot był raczej spokojny, bez zadnych ekscesów.
Pomijając widoki. Jak latam odkąd pamiętam, to musze przyznać że tak pięknych chumur nie widziałam jeszcze nigdy. Startowaliśmy o zachodzie słońca, a warstwa chmur była raczej cienka, więc można było odnieść wrażenie że leci sie nad bezkresnym oceanem, którego lekko wzburzone fale oświetla pomarańczowe slońce. Jedna z najpiękniejszych rzeczy jakie widziałam ;)
Z Panem Kotem w ramionach (poznajcie to włochate bydle które darzę bezkresną miłością <3 ) popijam herbatę i uczę się do jutrzejszego sprawdzianu z chemii :<
Pozdrawiam wszystkie BIOLCHEMY które też to przeżywają ;(
Trzymajcie za mnie jutro kciuki kochani i życzę wam dobrej nocy :*
Ahhh... I wybaczcie jakość. Zdjęcie robione z komputera ojca... Chociaż w sumie wygląda jakbym je robiła tosterem -.-
Kącik muzyczny na dobranoc <3
Z cudownym Johnnym i paskudną Natalie w teledysku ;)