Słysze kolejny, głuchy grzmot. Niebo za oknem ściemniało, a powietrze było lekkie i wilgotne od deszczu.
Po raz setny udzielam skarżącej się na chłopaka przyjaciółce rady, dotyczącej jej związku. kolejna kłótnia. kolejne słowa, rzucane jak pociski do drugiej osoby. Po co to? Nie łatwiej jest czasem po prostu zamilknąć? Puścić płazem obelgi i zarzuty, jakimi przykrywani jesteśmy przez drugą osobę?
Czasem brakuje mi takich problemów. Mieć przez kogo pocierpieć. Takie cierpienie jest dobre, ale i złe zarazem. Dobre - bo dzięki niemu doceniamy to co tak na prawdę mamy, i świadomi jesteśmy ze jest ktoś, kto warty jest tego bólu. Złe - bo to cierpienie, samo brzmienie tego słowa, sprawia że czujemy dyskomfort, prawda?
Czy nie lepiej odczuwać taki ból, zamiast nie czuć nic w ogóle? Nie mieć dla kogo łądnie wyglądać? Nie mieć o kim myśleć?
Cóż... na razie pozostaje tylko dawać rady...