Jestem wykończona, siedze i tak ogólnie to
już nie wiem co mam tu pisać..
Spotkałam się z NIM, wczoraj..
Odprowadził mnie do domu,
byłam zdziwniona ze specjalnie przyszedł po mnie koło górnika,
może jadnak mu zależy, kiedyś powiedział ze bedzie zawsze kiedy
bede go potrzebować...ale
NIE BYŁO, nie było go gdy go najbardziej potrzebowałam,
słowa rzucone na wiatr..
Miał być zawsze...ZAWSZE...
On mnie kocha, czuje too...ale nie rozumiem go..
może nie wystarczająco się starałam, nigdy nie bedzie
jak dawniej..
Umarłabym gdyby znalazł sobie kogoś..nie potrafiłabym
żyć z tą świadomością..
a może ja tylko sobie to wszystko wmówiłam ?
ale to nie może być tak..
Nigdy nie był mi obojętny, ale potrafiłam go minąć bez słowa,
to tak strasznie bolało..