Mam już serdecznie dość, powoli zaczynam wariować i właściwie nic nie jest tak jak być powinno.
Nie chce mi się już udawać, uśmiechać i odpowiadać "nic" jak ktoś pyta co się dzieje.
Chcę się wyżyć, wygadać, wypłakać, nie wiem, cokolwiek. Ale nie, nie mogę. Nie mogę sobie na to pozwolić.
Nie rozumiem w czym rzecz.
Jestem samolubna - powiedzą mi że mam przestać myśleć tylko o sobie, ale jak zwrócę na coś zbyt wiele uwagi to usłyszę, że mam się trochę zainteresować sobą a nie innymi. Gdzie tu cholera jest logika?
Dawno tak nie było, dawno tak się nie czułam i wcale nie powiem, żeby mi tego jakoś specjalnie brakowało.
Myślałam, że się uodporniłam, że następnym razem dam radę. A tymczasem sytuacja prawie, że się powtarza a ja wysiadam.
Chcę chociaż ten miesiąc wstecz.
Chcę znów cieszyć się każdym uśmiechem, każdym głupim słowem i mieć resztę gdzieś.
Brakuje mi tego, chociaż nie mogę już wrócić, coś się zmieniło, skończyło, po prostu wypaliło. Ten entuzjazm z mojej strony najbardziej.
Więcej nie będę się zastanawiać o kogo chodziło, już wiem.
Wolałabym jednak nie wiedzieć.
Tak dla samej siebie.
There are words we never spoke out loud.