Przeżyłam.
Jakby to powiedzieć: 'jestę absolwentę'.
A teraz siedzę ze łzami w oczach.
Dlaczego?
Bo cholernie się cieszę,
że dotarłam do tego wymarzonego końca,
że wszystko zdałam,
że nie zostałam w żadnej klasie, ale...
Właśnie.
Zawsze musi być to cholerne 'ale'.
Ale tu mam przyjaciół,
tutaj się zmieniłam,
tutaj dorosłam i niejednego doświadczyłam.
To tutaj uświadomiłam sobie jakie mam wartości i jaka jestem.
Tutaj w klasie maturalnej, lecisz do toalety na złamanie szyji, by wsadzić nogę pod kran i zrobić sobie dziarę (jak widać na zdjęciu).
Tutaj miałam głupawki, przy których ludzie nie patrzyli się na mnie jak na debila, tylko się dołączali.
Tutaj mogłam być sobą i to akceptowano.
I prawdę powiedziawszy,
poprostu nie mam siły na kolejne otwieranie się, poznawanie i boję się, że już na swej drodze mogę nie spotkać takich ludzi,
a wiem, że z tymi, prawdę powiedziawszy już się nie zobaczę.
Bo każdy idzie w swoją stronę i do innego miasta...
Do tego wszystkiego ostatnio stwierdzam,
że albo to ja i moi przyjaciele jesteśmy nienormalni i nie z tego świata,
albo to ludzie są (przepraszam za wyrażenie, ale inaczej tego określić się nie da)-
popierdoleni.
I chyba tego się obawiam-
że trafię na tych 'ludzi',
że nie znajdę prawdziwej miłości
i że o wiele cięższe jest to 'dorosłe' życie, niż nam się wydaje.
Takie to dziecinne,
a tak wszechobecne.
Pamiętacie, kiedy byliście małymi dziećmi i wierzyliście w bajki?
Marzyliście o tym, jakie będzie wasze życie?
Biała sukienka, książę z bajki, który zaniesie was do zamku na wzgórzu.
Leżeliście w nocy w łóżku, zamykaliście oczy
i całkowicie, niezaprzeczalnie w to wierzyliście.
Święty Mikołaj,
Zębowa Wróżka,
książę z bajki - byli na wyciągnięcie ręki.
Ostatecznie dorastacie.
Pewnego dnia otwieracie oczy, a bajki znikają.
Większość ludzi zamienia je na rzeczy i ludzi, którym mogą ufać,
ale rzecz w tym, że trudno całkowicie zrezygnować z bajek,
bo prawie każdy nadal chowa w sobie iskierkę nadziei,
że któregoś dnia otworzy oczy i to wszystko stanie się prawdą. [...]
Pod koniec dnia, wiara to zabawna rzecz.
Pojawia się, kiedy tak naprawdę tego nie oczekujesz.
To tak, jakbyś pewnego dnia odkrył,
że baśń może się nieco różnić od twoich wyobrażeń.
Zamek,
cóż,
może nie być zamkiem.
I nie jest ważne "długo i szczęśliwie",
ale "szczęśliwie" teraz.