Zespół "Wrocław" na tle zapierającej dech w piersiach panoramy Budapesztu.
Nieraz słyszałam, że zespoły ludowe są jak rodzina, ale przez bardzo długi czas w ogóle tego nie doświadczałam. W Kalinie bardzo długo walczyłam o to, żeby wreszcie poczuć się swobodnie, a i tak trwało to dość krótko, bo wystarczyło nie być na próbach przez kilka tygodni, żebym znów czuła się jak outsider. Dobra, nie oszukujmy się - chyba nigdy tak zupełnie do końca nie czułam się swobodnie w tym zespole. Co nie zmienia faktu, że przeżyłam z nim jedne z najpiękniejszych jak do tej pory chwil swojego życia :)
I w sumie dopiero we Wrocławiu, już po powrocie z festiwalu dotarło do mnie, że tu jest jak w rodzinie, tak naprawdę. Wszyscy się kochają i wspierają, ale równocześnie potrafią być irytujący i kłócić się o bzdury przez godzinę, żeby po następnej godzinie rozmawiać ze sobą normalnie, jakby nigdy nic. Tutaj czuję się naprawdę swobodnie, nie mam oporów przed mówieniem tego co myślę, nie zastanawiam się, co inni o mnie pomyślą, mogę być po prostu SOBĄ i czuję, że wszyscy mnie akceptują. Taką, jaką jestem. Nic nie muszę nikomu udowadniać, ani być idealna.
I tak powinno być zawsze, prawda?
Ostatniego dnia festiwalu postanowiliśmy iść na imprezę z Portugalczykami. Wybitnie byłam zmęczona, ale dziewczyny "kazały" mi iść, więc poszłam. Skończyło się na siedzeniu bez muzyki na terenie pubu, który już zamykali (2 w nocy i lulu) z jednym chłopakiem z portugalskiego zespołu. Siedziałam po drugiej stronie stołu i już nie pamiętam, o czym sama mówiłam, bo sporo słuchałam tego, co on opowiadał. Zaskoczyło mnie więc zaproszenie na fejsie (nawet nie wiedziałam, jak ma na imię xD), ale pomyślałam "no tak, pewnie dodawał pół zespołu, co wtedy siedziało, to i ja się załapałam." Tak długo się zbierałam, żeby do niego napisać, że zaskoczył mnie po raz drugi, bo sam się do mnie odezwał. I po raz trzeci, gdy przyznał, że mnie szukał, bo jestem urocza i chciał być w kontakcie, a w sumie to z niewieloma osobami od nas ten kontakt ma (z dwoma laskami jeszcze, sprawdziłam xD).
No i tak czasem się odezwie, a czasem ja i zawsze się cieszę jak głupia, bo to miłe jest. I sprawia, że naprawdę chciałabym, żebyśmy pojechali w przyszłym roku do tej Portugalii do nich (mimo, że ten portugalski folk mnie jak na razie nie porwał - obwiniam o to Gruzinów nadal), bo na żywo rozmawiało się z milion razy lepiej :P
I znów się zatrzymałam i zaczęłam zastanawiać - dlaczego ja się dziwię, że ktoś chce być ze mną w kontakcie? Przecież to normalne. Ja też chcę z niektórymi ludźmi utrzymywać kontakt. Więc dlaczego dziwi mnie, że to działa podobnie w drugą stronę?
Nadal mam jeszcze sporo do przepracowania.
Przysłali mi podłogi o innym kolorze niż zamówiony, blat do poprawki, pralka do wymiany - czyli #dorosłość pełną gębą. Wykreślam z listy rzeczy do kupienia jedną pozycję, to pojawiają się trzy nowe :P I tak się ostatnio moje życie toczy.
Powinnam siedzieć przy maszynie do szycia, ale nie mam mocy; usiądę w weekend, ponoć ma być chłodniej.
Za jakieś cztery tygodnie przeprowadzka - w ogóle tego nie widzę i panikuję, ale już czas najwyższy.