W czasie robienia tego zdjęcia myślałam sobie, że patrzenie komuś w oczy (zwłaszcza, jeśli się go za dobrze nie zna) jest bardzo intymne i to smutne, że ludzie tak bardzo się tego boją.
No i jeszcze, że Kubi ma ładne oczy w sumie :P
Integracja udana, bolą mnie plecy (bo Andrzej rozbijał mi spięte mięśnie) i wykręcona kostka, ale to nic.
Nie mogę pić alkoholu, bo upijam się na smutno.
Muszę się w końcu wyspać, bo jestem wykończona cały czas, nie odespana po Mirze chyba jeszcze.
Panicznie boję się nawrotu choroby.
Bo kurczę ciągle coś jest meh, ciągle coś jest nie tak, mimo, że wszystko przecież w porządku i nie mam żadnego, ŻADNEGO powodu, żeby było nie tak.
Mam najlepszą rodzinę. Mam przyjaciół. Mam gdzie mieszkać, mam dobrą pracę, którą lubię i która mnie rozwija.
Nie mam czasu, bo wciąż coś się dzieje, wciąż robię w ilościach rzeczy z ludźmi w miejscach.
A jednak wciąż nie do końca radzę sobie sama ze sobą i w sumie doprowadza mnie to do furii.
Bo tylko słyszę, że wyolbrzymiam, że powinnam sobie dać spokój, skupić się na innych rzeczach i w ogóle to jest nudne i bez sensu skupiać się na pierdołach. Przecież tylu ludzi radzi sobie z tym całkiem dobrze, a nie ma wcale tego wszystkiego co ja mam, więc o co mi chodzi.
Tylko że dla mnie to jest ogromna dziura, która się powiększa i na którą nic nie potrafię poradzić.
I przeraża mnie to, co ze mną robi. I nie wiem, jak się jej pozbyć, bo nie działa powtarzanie sobie, że przecież wszystko jest w porządku i o co mi chodzi.