Tego dnia zrobiłem najwięcej zdjęć, które mi się podobają. Wyszliśmy znów szlakiem Karola Wojtyły i zeszliśmy do Skawicy. Stamtąd busikiem podjechaliśmy do Suchej Beskidzkiej. Na miejscu zwiedziliśmy zabytkowy kościółek i przylegające doń zabudowania klasztorne. Wszedłem też na chwilę, żeby się pomodlić. I, co ważne, spełniło się! :)
Później przetransferowaliśmy się do Makowa Podhalańskiego. Środkiem transportu były nasze własne stopy. A po drodze nastąpiła tragedia! A. rozbolała głowa i przez to nieco skróciliśmy nasz pobyt w Makowie. Zjedliśmy tylko obiad (objadzisko?) i złapaliśmy busik powrotny do Skawicy, a stamtąd znów „Karolówką” na Halę Krupową do schroniska. Tam też zrobiłem to zdjęcie.
A kawałek dalej, dosłownie dwie może minutki od miejsca, gdzie ustrzeliłem ową fotografię, mijaliśmy gospodarstwo, którego właściciel był bartnikiem z niemałym dorobkiem sześćdziesięciu pszczelich rodzin (co zresztą podkreślił z dumą kilkakrotnie). Jednakże po kolei: przechodząc tamtędy już po raz trzeci postanowiliśmy z A. nabyć miód. Tak się szczęśliwie złożyło, że na podwórku krzątała się gospodyni, którą udało nam się zgadać. Zaraz też pojawił się jej mąż i kiedy my czekaliśmy na przyobiecany miód, gospodarz zaczął z nami gawędzić. I jak się rozgadał, tak nam zeszła prawie godzina. A opowiadał o wszystkim, młodości podczas okupacji, walkach polskich partyzantów, niemieckich manewrach, radzieckich rajdach i dwóch ichnich uroczych dziewuszkach (miałem wrażenie, że jego luba zmarszczyła czoło podczas tego fragmentu). O komunizmie, strajkach, o miodzie spadziowym i tym, czym rzeczona spadź w ogóle jest, o liczebności roju, opryskach, współczesnej polityce. Gdyby nie czas i mina G., pogawędziłbym z nim jeszcze o wiele dłużej, jednakowoż zaczęło się ściemniać, więc trzeba nam było ruszać dalej, bowiem od schroniska wciąż dzieliła nas nieco ponad godzina marszu.
Z innej beczki, wpadłem dzisiaj na taki tekst. Niestety nie zmieściłby mi się w dozwolonych pięciu tysiącach znaków na wpis, więc zamieszczam tutaj do niego adres:
http://jakilinux.org/felietony/list-otwarty-do-wszystkich-ktorzy-prosza-mnie-o-pomoc-dotyczaca-komputerow/
Tekst w sposób humorystyczny, ale jednak bardzo rzeczowo obala kilka mitów związanych z informatykami.
Ł.
P.S. Wczorajszego wpisu nie było, bo nie zdążyłem wrócić do domu przed północą. Widziałem się z G. oraz A. i jakoś tak się zasiedzieliśmy ;)
P.P.S. A na zdjęciu wreszcie widać, że tam jednak całkiem nierówno było... Jak to w górach ;)
P.P.P.S. Ach, a dzisiaj to zdjęcie zrobiłbym znacznie lepiej. Otóż wspominałem już, że jako fotograf jestem zupełnie początkujący. Wyobraźcie sobie, że właśnie tamtego wieczora dowiedziałem się o istnieniu takich cudnych filtrów, które od pewnego miejsca stopniowo ciemnieją. Coś takiego służy np. do fotografowania nieba w taki sposób, żeby nie zaciemniać z powodu krótkiego naświetlania tego, co znajduje się na ziemi. Innymi słowy - niebo jest przyciemnione, aparat robi dłużej zdjęcie, przyciemnione niebo i tak wychodzi jasno, ale poza tym również okolica ;)