[EDIT]: Dla ciekawskich, wersja w większej rozdzielczości znajduje się tutaj: http://www.mith.pl/014.jpg , a dodatkowo rozjaśniona tutaj: http://www.mith.pl/014b.jpg . Ja wolę tą pierwszą, bo tak to mniej więcej wyglądało w rzeczywistości.
Mam nadzieję, że będzie coś widać na tym zdjęciu. W chwili obecnej jeszcze nie mogę zobaczyć efektów zmniejszenia, a trochę nie chce mi się kombinować programem graficznym. Owszem, jestem leniem.
Czwartego dnia zeszliśmy do Zawoji. Jest to jedna z najdłuższych wiosek w Polsce, która ciągnie się przez, bagatela, 18 kilometrów! Zejście zajęło nam nieco krócej, niż wskazywała mapa. Widać zrzucenie plecaków zrobiło swoje. Jeśli chodzi o atrakcje, to jakoś nie zwróciliśmy uwagi na nic specjalnego, ale przecież wciąż pozostaje przyjemność z chodzenia i odkrywania czegoś nowego.
Pokręciliśmy się więc chwilę po centrum i skierowaliśmy w stronę sąsiedniej wioski, Skawicy. Tam zamierzaliśmy zjeść obiad. Po drodze postraszyła nas burza, ale skończyło się na insynuacjach. A na miejscu małe zaskoczenie. Otóż nie ma tam żadnej jadłodajni. Pani ze sklepu (sam sklep to relikt poprzedniego ustroju) powiedziała, że ostatnia, została zamknięta przed tygodniem. Cóż więc było robić? Dojedliśmy prowiant, który taszczyliśmy ze sobą i skierowaliśmy się na szlak Karola Wojtyły. Jego nazwa wzięła się z tego, że była to trasa ostatniej górskiej wycieczki ówczesnego kardynała przed pamiętnym konklawe. To jedna z dwóch zalet tej drogi, bowiem drugą było to, że prowadziła prosto na Halę Krupową do naszego schroniska.
Po drodze mieliśmy jeszcze jedną dość ciekawą przygodę. Wszyscy zobaczyliśmy sporo dymu unoszącego się z jednego z pobliskich stoków, więc uniesieni obywatelskim obowiązkiem zadzwoniliśmy (w mojej osobie) na straż pożarną. Dyżurny, który odebrał, poinformował nas jednak, że tym razem jest to kontrolowane wypalanie, ale podziękował za fatygę. Spełniwszy więc swój obowiązek, ruszyliśmy w dalszą drogę i już po godzinie byliśmy na miejscu.
Wieczorem przeszliśmy się jeszcze na halę, żeby pooglądać pięknie rozgwieżdżone niebo. Ja, jak przystało na nałogowca, zabrałem ze sobą aparat i wtedy właśnie zrobiłem to zdjęcie. Światła na dole, to prawdopodobnie Skawica, względnie Sucha Góra, która zresztą również jest dzielnicą Skawicy... Tyle, że oddaloną o sześć kilometrów od centrum! Liczyliśmy również spadające gwiazdy, a ja kilka razy szepnąłem nawet pod nosem życzenie. Nie to, żebym wierzył, że to coś zmieni. To takie przypomnienie dla mnie, żebym wiedział, co naprawdę jest dla mnie ważne. Co do wiary, że może się zdarzyć mały wielki cud, może, kiedy pójdę z tym do Częstochowy? A może nie... Tak to już jest, że nie zawsze to, czego sobie życzymy jest tym dobrym rozwiązaniem...
Ł.
P.S. Wczoraj zapomniałem napisać o bardzo ważnym epizodzie, który miał miejsce na drodze między Jordanowem, a Bystrą. Jakoś tak zacząłem rozmowę o tym, że ciekawe, którędy doprowadzają prąd do schroniska. W zasadzie to raczej był monolog, w którym na głos snułem przypuszczenia, że może jakimś kablem w lesie... Nie byłoby w tym nic ciekawego – ja często opowiadam różne bzdury, gdyby ktoś nie szepną, że dziki mogą zjeść ten kabel, a ktoś jeszcze później dodał: „Mmm, jakiś kabelek!” I tak jakoś śmialiśmy się z tego tekstu już przez cały wyjazd.
P.P.S. Kiedy to pisałem, słuchałem "Objazdowego Niemego Kina" Perfectu. Po prostu boska piosenka! Jak tylko skończyłem, poszukałem tabulatury! Łatwa, więc jeśli ktoś gra, to polecam, bo można się tego nauczyć w pięć minut!