nadętego kejtosona fotografowała i obrabiała graficznie nijaka Karolina Ł.
Jest dobrze, bo za dziewięć dni będziemy fruwać po mieście Kraków w oczekiwaniu na braci chemicznych, No-one ever really dies oraz na panów z planety czwartej od słońca.
W innych kwestiach jest już trochę gorzej, szczególnie jeśli chodzi o fakt, że osierociłam jedyny w mym pokoju męski pierwiastek w postaci żółwia Olivera, który w poszukiwaniu lepszego dobrobytu wyemigrował do sąsiadów. Zła ze mnie będzie matka, skoro nawet gady wolą obce luksusy niż specyficzne, acz swojskie i dobrze znane plenery.
plus tak od mniej więcej sześćdziesięciu godzin żyjemy w takt tego <3