Leżąc w łóżku zrobiłam rachunek sumienia.
''Musisz wziąć się w garść, idiotko! Więc zamiast ślinić się za każdym razem gdy widzisz ten cudowny męski tyłek, zacznij modlić się, by było jeszcze co zbierać z Kate...''
Tak. Postanowiłam zawiesić kontakty z Alexem póki nie wyjaśnię wszystkiego przyjaciółce. Nie chcę, żeby te dwie sprawy tworzyły dysonans. W moim i tak już pogmatwanym życiu zapanował chaos.
Ktoś się pojawił i kogoś ubyło. Ale nie ma w tym najmniejszej harmonii. Moje serce coś gniecie z jednej strony, aż pęka z pożądania i szczęścia, podczas gdy z drugiej zrobiło się pusto! Ta różnica poziomów wewnątrz mnie doprowadza mnie do obłędu...
Patrząc rano w lustro, wbijałam sobie do głowy wszystkie te genialne wnioski do jakich doszłam w nocy. Próbowałam dodać sobie odwagi i asertywności, jednak nawet moje odbicie wiedziało doskonale, co się stanie ze mną, gdy on tylko pstryknie palcami.
"Nie mogę poddać się bez walki, prawda?" - dlaczego osoba w lustrze miała tak samo idiotyczną minę jak ja?
W takich chwilach najbardziej brakowało mi Kate. Ona wiedziałaby co robić. A nawet jeśli by nie wiedziała, pozwoliłaby mi wierzyć, że wie.
- Uch... Kate. Gdzie jesteś? - tak bardzo pragnęłam, żeby stanęła w drzwiach ze swoim promiennym uśmiechem. Co ja mówię! Żeby nawet była wściekła i wykrzyczała jak mnie nienawidzi... ale żeby była.
Kolejny raz chwyciłam telefon by do niej napisać i... kolejny raz odłożyłam go z powrotem.
- Alice, pospiesz się! Kate już stoi pod domem! - ''Co?!!!''
Rzuciłam się natychmiast do okna, by upewnić się, że mamie nic się nie pokręciło!
- no nie wierze... - stałam tak z rozdziawionymi ustami, nie wierząc własnym oczom - na podjeździe mojego domu stał najpiękniejszy na świecie fioletowy garbus!
- Aaalicee!
- Idę! - moja euforia nie znała granic! Bałam się, że rzucę się na przyjaciółkę, gdy tylko ją zobaczę, a przecież...
Nagle stanęłam jak wryta.
Co ja mam teraz zrobić? Zachowywać się jakby nigdy nic? Co jeśli nadal jest na mnie wściekła? Ale w takim razie dlaczego po mnie przyjechała? Może chce to wyjaśnić...?
Tak. Na pewno chce to wyjaśnić.
Wybiegłam z domu wstrzymując prawie oddech. Zaledwie kilka metrów dzielących mnie od samochodu ciągnęło się w nieskończoność. Przez te kilka długich sekund przez głowę przeleciało mi milion myśli powiedzieć hej czy witaj... uśmiechnąć się czy nie... zacząć rozmowę, czy poczekać na jej ruch...?
Myślałam, że zemdleję.
W końcu dotarłam i jednym, nieco drżącym, niepewnym ruchem otworzyłam drzwi.
- Cześć. - zdołałam wydukać, wsiadając do samochodu. W środku było tak ciepło i sucho, w powietrzu unosił się konwaliowy zapach jej perfum. Siedziała sztywno, kurczowo trzymając kierownicę. Wydawała się być tak samo spięta jak ja.
- Cześć. - odpowiedziała wysysając z tego powitania wszelkie emocje. Była zła. To oczywiste... Czego ja się w ogóle spodziewałam?
Łudziłam się jeszcze, że przecież przyjechała, więc nie może być aż tak źle...
- Dziękuję, że po mnie wpadłaś...- zaczęłam.
- Jest wtorek. zmrużyła oczy nadal nie odwracając się w moją stronę.
No tak! W te dni zawsze jeździmy razem...kompletnie o tym zapomniałam! Ja nie wystawiam ludzi do wiatru. przerwała brutalnie moje rozważania. Ewidentnie piła do mnie.
- Kate ja...
- Jedźmy. Nie chcę się spóźnić.
Zabolało. Cholernie zabolało. Miałam ochotę rozpłakać się i błagać ją o litość!
- ...przepraszam szepnęłam do szyby, zagłuszona przez warkot silnika...