Chcialam napisać wam wiersz.
Taki jak życie biały,metaforyczny i nie zrozumiały.
Zastanawiam się ile kwiatów jest na tym świecie i czy ktoś próbuje pojąć rzeczywistość.
Każdy? Wiedziałam.
"Każdy dzień, rodzi w nich nowy ból
Setki niechcianych słów, tych odegranych ról, ten ból
Każdy dzień, rodzi w nich nowy ból
Setki niechcianych słów, tych odegranych ról, ten ból"
Huk, krzyk i milion słów, cienka powłoka odosobnienia.
Kwiat traci płatki, a jego środek blednie przez te temperatury życia.
Stara się nie myśleć, być szarym odpadem rzeczywistości.
Oczy widzą kwiat, krzesła upadły, a one może wypłyną z rozpaczy.
Samotność gorsza od śmierci, a milość wypala od środka sumiennie i do końca.
"Wiem jesteś silna!"
Nie moc otworzyć oczu. Mdlejesz. Bezradnie. Mdlejesz.
Chcesz wstać, podnieść się nie masz siły. Organizm zakazuje, nie ma siły.
I znowu myśli dziś dam radę, nie masz siły. Nie udźwigniesz niszczejesz od środka.
Wyrodniejesz.