"Małe dziecko słońca, żyjesz jak sowa,
Nocami pod zasłoną utkaną z gwiazd się chowasz."
Rosa padła w raz z porankiem spłynęła po policzku. Będziesz w słoiczku czekać. Na nas.
Pozwoliła uwolnić się od wiatru, który gdzieś jeszcze echem odbijał się od fal.
Tęcza malowana barwami natręctwa. Nie posadzisz kwiatu do doniczki i podpiszesz własnym imieniem.
Brzydota świata odbiła się w tęczy,
nie wiedziałam, że może być taka brzydka.
"Ty, jakie nadzieje lokujesz w tym świecie, po co?
Utracisz dni na marzenia w ciągłej walce o coś."
Pojawił się chwast. Pasożyt który czerpie korzyści z uśmiechu kwiata.
Ociera policzki z rosy.
Może chcesz zatrzymać mnie na dłużej?
Kawałek kubka tkwi w serce. "Dlaczego mi to zrobiłaś?!"
Próbuję zapomnieć.
"Tak mocno czułem to, tak bardzo byłaś mi potrzebna
Tak bardzo chciałem być potrzebny Ci,
Niezbędny tak jak Ty mi do dziś"
Tańcz głupia w rytm fajerwerek wystrzelanych prosto w serce.
Zabij społeczeństwo, bądź sama. I tak ono zostawia Cię samą.
Na łące pełnej kwiatów nie ma litości,
jest monotonna orgia bezradności.