Sobotni poranek przywitał je ciepłymi jak na październik promieniami, oświetlając ich pokój. Obydwie leżały nagie, opatulone jedynie prześcieradłem. Żadna z nich nie myślała, o dręczących je problemach, żadna nie miała też pojęcia jak zakończy się dla nich ten dzień. Kiedy Cassie otworzyła oczy ujrzała uśmiechniętą twarz swojej dziewczyny. Ufała jej całkowicie. I to nie dlatego, że w końcu uprawiały stosunek, ale dlatego, że Serena nie byłaby w stanie jej oszukać. Nigdy. Szkoda tylko, że nie wiedziała jak bardzo się myli w swoich rozważaniach. Kiedy wstały, jedna poszła wziąć prysznic a druga doprowadzała się do porządku przed lustrem, zanim wyszły na śniadanie. Dochodziła dziewiąta, gdy Cassie usłyszała pukanie do drzwi. Z westchnieniem wstała i otworzyła. Ujrzała przed sobą niską, blondwłosą dziewczynę, a jej oczy były koloru czerwonego. Zaskoczyło ją to, ale po chwili skojarzyła z kim ma do czynienia.
-Emm, Vanessa, co nie? Jesteś dziewczyną Michelle?
-Owszem. - usłyszała ponętny głos. - Właśnie ona mnie po ciebie wysłała, chce z tobą prozmawiać.
Cassie skrzyżowała ręce.
-Tak? A ciekawe o czym?
-Chodź ze mną to się sama dowiesz.
Dziewczyna przewróciła oczami. Nie lubiała być wyciągana o takiej godzinie z pokoju. Ale z drugiej strony zżerała ją ciekawość, co też ta franca ma jej do powiedzienia.
-W porządku. Daj mi trzy minuty.