-Serena. - zreflektowała się dziewczyna. - A to jest Cassandra. Przepraszam, jestem tak podekscytowana, że nawet nas nie przedstawiłam.
-Nas? - Michelle spytała z nutką pogardy w głosie. - Twoja koleżanka nie umie sama się zapezentować? No nieważne, mam nadzieję, że ci się tu spodoba Sereno. Gdybyś czegoś potrzebowała, możesz do mnie z tym przyjść.
-Dzięki. Może skorzysta z tej propozycji. - odpowiedziała jadowicie Cassie.
Michelle posłała jej krótkie spojrzenie.
-Och, nie denerwuj się kochana, złość piękności szkodzi.
Cassie prychnęła i już chciała się odciąć, ale Serena powstrzymała ją gestem i powiedziała:
-Dzięki.
Michelle uśmiechnęła się promiennie i wprowadziła ich do środka, mając na uwadze fakt, że pan Monroe był już cały czerwony na twarzy i sapał jak zmęczony hipopotam. Nie żeby go przypominał, ale jednak kondycję miał słabą. W przestronnym hallu, który przypominał raczej recepcję w luksusowym hotelu, tłoczyło się mnóstwo dziewczyn i towarzyszących im rodziców. Panował całkiem spory zamęt, ale jako tako wszystko działało w miarę sprawnie. Michelle odwróciła się do swoich podopiecznych i poinstruowała:
-Musi jedna z was podejść do pani Bolton, podać nazwisko a ona wręczy wam klucze do pokoju. Później was tam zaprowadzę. W porządku?
-Tak. - przytaknęły.
Serena była tą, która stanęła w ogonku i grzecznie czekała na swoją kolej. Raz po raz zerkała w stronę Michelle, która nie odrywała od niej oczu. Nie patrzała normalnie. To było spojrzenie... Pożądania wręcz. Serena speszyła się i spojrzała na Cassie, która wyraźnie obrażona rozglądała się po hallu. Potem znów zerknęła na Michelle, która już zajmowała się oglądaniem swoich idealnie wypiłowanych paznokci i po chwili odwróciła się w stronę blatu. Kiedy już podeszła do recepcji, okazało się, że przed komputerem siedzi krótkowłosa, dwudziestoparoletnia kobieta z przyjemnym wyrazem twarzy. Spojrzała na Serenę zielonymi oczami i z uroczym uśmiechem spytała:
-Słucham?
-Emm.. Dzień dobry, jestem tu nowa i nazywam się..
-Serena Monroe, czekaliśmy na panią i pani partnerkę. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej.- Obie jesteście znane i rozeszło się już po naszej szkole, że panie przyjadą aby się u nas uczyć. Zaraz wręczę pani karty do waszego pokoju.