Parodią?
Nieszczęściem?
Pechem?
Paradoksem?
Czym jestem, że po tylu latach znów znajduję się w tym samym miejscu? Nie potrafię już znaleźć siebie w sobie, nie ma mnie, nie ma niczego. Nie wiem z jakiej racji żyję będąc pusta. Nie wiem po co. Życie to bezsens, co nie? Pomyślcie, ludzie po czyjejś śmierci mówią, że teraz człowiek przestał cierpieć i jest mu lepiej. Ale mógł przeżyć i przestać cierpieć. Czy śmierć jest rozwiązaniem na cierpienie? Czy żeby przestać cierpieć trzeba umrzeć? I dlaczego życie polega na przywiązaniach, osiągnieciach, posiadaniu czegoś, co jest zbyt kruche i nietrwałe więc jest też ciągle zabierane sprzed naszych, tak samo kruchych, dłoni i oczu.
Jest mi smutno. Na wszelakie sposoby, jestem smutkiem z depresją. I anoreksją? Nie zapominajmy dlaczego jestem TU, a nie gdzieś indziej.
Całe życie taka będę, przepraszam, jedyne co mi pozostało to pisać. Rozmawiać nawet nie mam z kim.