Ostatni dzień roku. Naprawdę przykro mi, że rok 2013 już się kończy, bo to był dobry rok. Jeden z najlepszych ever. Całkowite przeciwieństwo 2012. Były gorsze chwile, ale to całkiem normalne. Zdecydowanie więcej było tych dobrych, które zapadły mi głęboko w pamięć. Cieszę się, że wszystko ułożyło się tak, a nie inaczej. To niesamowite. Początku roku 2013 nie mogę zaliczyć do udanych. Nie da się zapomnieć tego wszystkiego, co mnie wtedy spotkało. To było straszne i nie życzę takich chwil nawet najgorszemu wrogowi. Najgorsze w tej całej sytuacji było to, że wszystko przeżywałam sama, nikomu nie mogłam o niczym powiedzieć, co jeszcze bardziej mnie dobijało. Cieszę się, że to już za mną i że wszystko się ułożyło. W lutym na świat przyszło moje małe szczęście. Mój malutki, ukochany, najprzystojniejszy na świecie mężczyzna - pan Michał. Żółwik kochany, tak dawno go nie widziałam... Egzamin gimbazjalny zaliczony, na samą myśl o nim przechodzą mnie dreszcze. Ile było przy nim strachu! Zwłaszcza przed matmą, bo nie dość, że jestem tępa dzida i umysł ścisły ze mnie żaden, to jeszcze w przeddzień egzaminu z matematyki i przyrodniczych Barcelona skompromitowała się w półfinale Ligi Mistrzów. Chyba do końca życia nie zapomnę tej nieprzespanej nocy po meczu. A później wstań rano i napisz egzamin na tyle dobrze, żeby się tego nie wstydzić do końca życia. Niestety, misja zakończona niepowodzeniem. Na zakończenie tygodnia egzaminów - bierzmowanie. Ciocia stresowała się chyba bardziej ode mnie, co było naprawdę wielkim wyczynem, bo sama o mało nie wyszłam z siebie. Przyszedł maj, przygotowania do komersu, ćwiczenie poloneza i całkowity luz na lekcjach. To był chyba najlepszy okres w gimnazjum. Po drodze jeszcze wycieczka klasowa do Warszawy. Na jednej z prób poloneza wyskoczyliśmy z harlem shake'iem, zajebista akcja i dużo zabawy. Ponad tysiąc wyświetleń filmiku na yt, to się nazywa fejm! Komers i ten nieszczęsny polonez. Szymon powiedział mi "trzęsiesz się jak padaczka". Do teraz nie wiem, co to miało oznaczać, ale wiem, że miał rację. XD Komers był świetny. To fantastyczne, że osoby, z którymi przez 3 lata gimnazjum nie zamieniłam ani jednego słowa, okazały się być całkiem spoko i można było się z nimi bawić. Szkoda tylko, że teraz wszystko poszło się jebać i większość nawet na ciebie nie spojrzy na ulicy. Takie rzycie. Zakończenie roku aka jeden wielki ryk. Nigdy nie zapomnę widoku zapłakanych chłopców. To zapadło mi głęboko w pamięć. Tak bardzo żal mi było tego wszystkiego. Tych 6 lat spędzonych w tej szkole, tych wszystkich nauczycieli, mojej 3a, moich znajomych. Dosłownie wszystkiego. Teraz już sama nie wiem czy w tamtym momencie bardziej tęskniłam za starym, czy obawiałam się nowego. Trudno ocenić. To był jedyny rok, kiedy nie cieszyłam się z wakacji. Bałam się strasznie liceum, nowych ludzi, nowych nauczycieli. 5 dzień lipca roku 2013, wakacje: jedyny dzień w hisotrii wszystkich wakacji, kiedy to Maria Aleksandra Anna wstała o godzinie 7.30. To nie było wcale takie trudne, nie spałam całą noc. To był dzień wyroku. Włączyłam komputer, po kilku zdrowaśkach zalogowałam się do systemu rekrutującego i przyrzekam, że w tym właśnie momencie byłam najszczęśliwszą osobą w całym Układzie Słonecznym. BYŁAM NIESKOŃCZONOŚCIĄ! Cholera, do teraz nie wiem jak ja to zrobiłam. Mówią, że głupi ma zawsze szczęście. Tak, to prawda. Widać na moim przykładzie. Przypuszczam, że wszyscy sąsiedzi usłyszeli mój dziki okrzyk radości. Dobrze, że nikt nie zobaczył tego tańca szczęścia, który odtańczyłam przed kompem. Samotność ma jednak swoje plusy XD Pełna szczęścia mogłam wrócić do łóżka i odsypiać noc w spokoju. Wakacje bardzo szybko się skończyły. Osoby, które pod koniec roku szkolnego obiecywały mi, że nigdy o mnie nie zapomną, wypięły się na mnie szybciej niż się tego spodziewałam :))) Można było się tego spodziewać.. Wrzesień, nowa szkoła, nowa klasa, nowi ludzie. Kolejny raz musiałam się przekonać jaką jestem panikarą. Wszystkie moje obawy okazały się bezpodstawne, bo trafiłam na fantastyczną klasę, poznałam świetnych ludzi i szybko z częścią z nich się zaprzyjaźniłam. Dość szybko udało mi się odnaleźć w nowej rzeczywistości, co bardzo mnie cieszy. Pewna kochana istotka napisała kiedyś tutaj "Wiemy, że jakich ludzi szukamy, takich znajdziemy". Już dawno przekonałam się o tym, że zawsze ma rację. Nie myliła się też tym razem. Nie wiem, kiedy minęły te trzy miesiące szkoły. Nie wiem też jak to się stało, że przez tak krótki czas tak bardzo przywiązałam się do Atomówek. To chyba przez ten ich urok osobisty. XD Cieszę się, że w tym roku spotkało mnie tyle chwil, których nigdy nie zapomnę. I tych dobrych, i tych złych, bo nie można wymazać tego, co złe. Przecież bez tych złych doświadczeń nie byłabym tą osobą, którą jestem teraz. One są nieodłączną częścią mnie i nic tego nie zmieni. Cieszę się, że poznałam tyle fantastycznych osób. Cieszę się, że ważne dla mnie osoby były przy mnie i mnie wspierały, bo to był trudny rok. Cieszę się, że wszystko poszło po mojej myśli. 2013 rok nie był pechowy, był najlepszy. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że nadchodzący 2014 będzie równie dobry, co ten kończący się, a może nawet i lepszy. Mundial w Brazylii! Już nie mogę się doczekać. Włochy z Atomówkami! Pojutrze mój pierwszy raz pociągiem XD Świetnie się zapowiada.
Rok 2013 oficjalnie uznaję za rok samojebek, co widać wyżej. Teraz pozostaje mi tylko założyć sobie fanpejdż na fejsie. Marichen Photography. Jak to dumnie brzmi!
Szczęśliwego nowego roku. :)
*to chyba najdłuższy wpis jaki kiedykowiek napisałam :ooo