Kolejny tydzień. Odliczamy do piątku, do wycieczki, do świąt, do wakacji. Już mi się nie chce wstawać tak wcześnie, to bardzo męczące. Nie chce mi się ćwiczyć, bo i po co. Nie chce mi się uczyć, nie chce mi się siedzieć w szkole po 7/8 godzin. Nie chce mi się wysłuchiwać księdza, który jest mieszanką pedała i pedofila. Nie chce mi się zapieprzać na 4 piętro i z powrotem. Nie chce mi się odrabiać zadania. Nie chce mi się uczyć na kolejny dzień. Nie chce mi się myśleć nad tym, co zrobiłam wybierając ten profil. Nie chce mi się wstawać wcześnie. Koło się zamyka. Nie lubię tego okresu w roku. Wszystko jest takie szare i ponure. Trudno nie popaść w depresję. Muszę zacząć cieszyć się z małych rzeczy, żeby nie zwariować. Jest mi przykro, bo chyba zbyt wiele sobie obiecywałam. Jest mi przykro, bo nigdy nie będę dla Ciebie tak ważna, jak Ty dla mnie...
Kocham weekedny, bo tylko wtedy widuję mojego Dziobaka. Szkoda, że nie może być codzinnie blisko mnie. Czuję się bardzo samotna. Mam fantastyczną klasę, to naprawdę świetni ludzie, ale mimo wszystko nie potrafię się odnaleźć i wszystkiego sobie poukładać, nauczyć się nowej rzeczywistości. Brakuje mi 3a. Brakuje mi osoby, która byłaby ze mną w tym gunwie, w tej całej chorej sytuacji. Andrzeju, chodź do LO1, a nie jakieś Głubczyce. I weź ze sobą Kesiorka. :c