Tak, tak. Już uciekam ogarniać sprawy uczelniane, które w stanie mojego zawieszenia urosły to wielkich rozmiarów. Ale nie takiego potwora się pokonywało, prawda? :) Obiecałam sobie, że wspomnę w kilku słowach o ostatnich wydarzeniach... Otóż- Żory. Spontan roku. Zastanawiam się skąd było we mnie tyle determinacji? Wielkie wewnętrzne MUSIMY być na tym koncercie. Takiej gonitwy dawno nie było: bieg do lekarza, żeby zająć najwcześniejsze miejsce w kolejce, później bieg na autobus, przepełniony ludźmi, korki, żadnego jedzenia pod ręką, potem Katowice i cudowny autobus do Żor, który jechał niedługo po moim dotarciu do Kato. Jechałyśmy z nastawieniem, że wpadniemy w połowie koncertu... a okazało się, że info podane na necie jest błędne i planowo koncert rozpoczyna się godzinę później. Tak. Gorączkowe myślenie, co zrobić, czy zostać, czy wyjść wcześniej... Icowy impuls 'leć pogadaj'. Poleciałam, pogadałam. Co nie zmieniło faktu, że i tak przez większą część sztuki nie wiedziałyśmy co zrobić. Ryzyk fizyk! Zostajemy. Konkluzja?
`szczęście sprzyja śmiałym`.
Nieważne już, że z miłą chęcia wytukłabym znakomitą większość panienek w czarnych koszulach. Ta. Z tego połowę to za twarz ;P Banda rozpiszczanych podnietek, cholera no!
Także tego.
- jesteś świadoma co tu teraz zaszło?
-nie ogarniam.
Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam.
Tylko Alusi brakowało!
peees. zdjęcie z DG 2007 :)