Duch nie był estetą.
Nie przeszkadzała mu puszysta mgiełka kurzu pokrywająca półkę, ani złowieszcze przedpołudniowe słońce, bezwstydnie
traktrujące ostrymi promieniami, już płowiejącą obwolutę. Nie potrzebował miotełek, ani modnych ściereczek z mikrofibrą.
Nie lubił introligatorów i kleju którego używali, smarując grzbiety książek.
Bał się okrutnych zszywaczy, tych twardych dłoni pokrytych odciskami emanujących mocą. Nie lubił szczególnie jednego, tego, który palił fajkę. Papier przechodził wtedy słodkim odorem tytoniu.
Nie irytowały go wypadające kartki i zagięte rogi.
Nawet węgielkowy ołówek, który po starciu gumką zostawiał szare smugi na stronicach.
Nawet kolorowe zakreślacze i odręczne notatki długopisem nie robiły na nim wrażenia. Książka była świątynią, ale nie tą hołubioną.
Ksiażka służy, dla niego jest posłańcem woli.
Ma być wykorzystywana, ma być niszczona.
Ma się w końcu zestarzeć i skruszyć, stając się tylko kupką zbutwiałych, zżółkych i przeżartych przez korniki kart.
Dla Niej książka też była świątynią. Był tego już prawie pewnien.
Po tylu wiekach nieustannej podróży widział wiele, okładek i stronic, czuł wiele rąk, małych i dużych, suchych i wilgotnych, słabych i mocnych. Znał Tych którzy Czytają. Nie każdego lubił, czasem wręcz nienawidził.
Znał ich odczucia i myśli, denerwowały go ich błedy. To jak śledzą bezmyślnie kolejne linijki tekstu. Spłaszczają przesłanie, mówią o tym o czym nie mają zielonego pojęcia.
Ona była inna, miał taką nadzieję. Uwielbiał to z jaką gwałtownością przewracała, kartki żądna jak najszybciej poznać kolejne litery, łączyć je w słowa, odkryć kolejne zdania. Czasem przygryzała wargę i marszczyła brwi. Kochał to jak mocno zaciskała palce na okładce, tak aż bielały z wysiłku. Wiedział już, że nigdy nie używała zakładek, chociaż w Jej domu walają ich sie tysiące. Czasem czytała kilka rozdziałów by rzucić książkę i nie wracać do niej kilka miesięcy. Wszystke emocje na wierzchu, tak jak lubił. Przecież żywił się doznaniami. Ona nie pozwoli przeklętemu głodować. Już nigdy.
To chyba dopiero początek, albo początek początku. Nie wiem skąd się to wzięło. Ale skoro juz jest niech płynie dalej. Aż się całkowicie wypali. Aż ja się wypalę.
Wciąż powtarzam: 'Jeszcze tydzień...'
Na zdjęciu jeden z moich lubionych fragmentów 'Gwiezdnego Pyłu' Neila Gaimana. Błagam, nie mylicie tego z filmem.