Wycieczkowo.
Dzień 1- Kaziemierz Dolny.. Chyba najbardziej mi się podobał z tych wszystkich. Spoko starsza, głuchoniema pani, z którą rozmawiałyśmy z Olą i Kasią na migi. Była troszkę dziwna, ale mądrze "mówiła". O zwiedzaniu tego wszystkiego to nawet nie chcę wspominać, bo to porażka, przewodnik dziadzio w fajnej koszuli XD nevermind. Jakoś koło 22 przyjechaliśmy dopiero do ośrodka, który przypominał coś pomiędzy wojskiem, a więzieniem, także pozostawię to waszej wyobraźni.,+ brak łazienek w pokojach i stanie w kolejce, nie skłamię jeśli powiem, że godzinę. Łóżka piętrowe, na które strach było wejśc, bo były z ubiegłego wieku, pokój wielkości mojego pokoju w domu - kanciapa, w której musiałyśmy się pomieścić w 6 osób... Ale mimo wszystko noc była fajna -Ola, Ola,Ola, Ada, Zuza i jej Szymonek, nieeee, Zuzia wcale nie ma rozdwojonej jaźni-zjarana XD, spoko nocne krzyki i piski, spanie w jednym łóżku po dwie, "znaki szatana" i oczywiście... nauczycielki za ścianą przychodzące do nas co 5 minut i straszące dzwonieniem do rodziców <3 nasze szczęście.
Dzień 2- Sandomierz... To też była tortura. Nie dość, że nie wyspane, to jeszcze w 40 stopniach z cudowną panią przewodnik, z którą obeszliśmy Sandomierz wzdłóż i wszerz, a nawet chodziliśmy w podziemiach... Ja już myślałam, że tam umrę... Jakieś 6 godzin chodzenia, słuchania i patrzenia na te nieszczęsne kościółki, zameczki, wieżyczki z towarzystwem miliradów komarów.. Chyba pobiłam rekord ugryzień w całym swoim życiu.. Później czas wolny, lody, leżenie na murkach, dooobrze <3 Dalej obiad, burza i do drugiego ośrodka z buta... deszcz, ja bez kurtki bo dzień ogólnie był cudowny, w białych converse'ach w tą ulewę, to błoto, moje biedne buciki :C ale ośrodek był już zupełnie inny, luksusik, łazienka w pokoju, pokój duuuży, w któym byłyśmy w 3 osoby- Ola,Marta i ja, ze szczęścia zaczęłyśmy śpiewać i tańczyć, cooo to było to ja nie mam pytań hahah <3 Wieczorem głównie z Olą, Zuzą, Adą i Siwym, Zuza załamana, bo wybrała tę nieszczęsną wycieczkę, kiedy mogła być w tym czasie na koncercie Green Day'a, biedactwo no! ale Michał dzwonił więc koncertowaliśmy z nim. Siwy się farbował... z niemal czarnego na blond... szamponetką, czyż to nie jest geniusz? Później jeszcze raz, tym razem na wiśnie, też mądrze... ale nieważne. Później nocne rozmowy z Martą, o wszystkim.. dosłownie.
Dzień 3- Najpierw opóźnienie, bo w tę burzę gałąź spadła na autokar i został uszkodzony.. więc czekanie na drugi, później zwiedzanie Baranowa Sandomierskiego, w sumie to akurat było najbardziej przyjemne z tych wszystkich dni.. gdyby nie komary... Na samą myśl wszystko mnie swędzi.. Później mak, dziewczyny dzwoniące do jakiś chłopaków.... nieeee ogarniam! No i dom... nareszcie! <3
A dzisiaj nie poszłam do szkoły, musiałam odespać tę wycieczkę, bo serio nie dałabym rady. Obudziła mnie Nadia, sms'em ze swoim adresem XD ale na urodziny jednak nie idę. Później środula z Olą,i smażing ooo tak <3 Do tego muzyczka, idealnie! Dalej do babci i później zamulanie w domu, pogoda cudo ale idzie zejść!
Troszkę się rozpisałam... ale to już koniec! 3mta się!