Plany wczorajsze lekko zmienione. Przyszła Sara, której tłumaczyłam fizykę, następnie tinychat, na końcu pizza.
- czujesz to ? mmmm...
- sugerujesz że jedna moja stopa to ser, szynka, pieczarki, a druga to margarita ?
- !
Pochwalę się, że skończyłam czytać książkę . I teraz muszę się przygotowywać na konkurs. -.-
Bardzo duża część moich rówieśników zadaje pytanie " Po co nam szkoła, przecież to się do niczego nie przyda ? ", " Kto to właściwie wymyślił ? ". Wiadomo, w szkole czasami jest ciężko, ale wydaje mi się, że nie doceniamy tego co mamy na wyciągnięcie ręki. Czy nigdy nie było tak, że przy kimś czułeś się jak totalny laik ? Czy to przyjemne kiedy przebywasz w środowisku wykształconych ludzi i czasami nawet nie rozumiesz słów którymi się posługują ? Lub w innej sytuacji : Czy nigdy nie czułeś tej chęci wiedzy, wszystkiego o wszystkim, historia, biologia, polski. Każda dziedzina. Ale czy na naszych chęciach się to nie kończy ? Gdyby nie było szkoły i każdy zwiększałby swą wiedzę jedynie z chęci, to czy wtedy z lenistwa nic byśmy nie robili ? To przykre, ale prawdziwe tak właśnie by było. Z pewnością jakaś część społeczeństwa z własnych chęci poszerzałaby swoją wiedzę, ale czy wszyscy ? Tak więc przemyślcie czy szkoła naprawdę jest taka zła ?