Impuls. Strona pkp, miasta, szukanie noclegu, pieniędzy... dreszcz, emocje, wachanie, decyzja. Pozytywne rozpatrzenie własnej prośby, obgadanie każdej możliwej możliwości, radość z pomysłu, planu, wyjazdu, szaleństwa. Tak, szaleństwa, bo kiedy to wszystko robię jestem jak w transie, nic do mnie nie dociera, chcę tylko dostać kolejną dawkę... tego czegoś.
Jeszcze raz...
Podróż, długa i piękna (choć głowa zawsze musi mi namącić w rozpisce), zaskakujące postoje (ale za to możemy powiedzieć, że byłyśmy w BS;D), marzenie- pryszniiiiiic. Potem lekki stresik, niepokój, taki jak zawsze, oswojony już, choć czasem i tak... czuję się jak nowicjuszka. Potem, potem, potem...
Wszystko było jak należy- pogoda łaskawa dla podróżników, woda ciepła, piasek uklepany, ludzie mili, dobra cisza i genialne rozgadanie, śniadanie na trawie, obiad w lokalu... żyć nie umierać ;) żyć! nie myśleć!
"A jego nie było, ale podasz mi, jacy tu mili ludzie są, co za ustronne, ciche miejsce!, to tu, to Ty stój, a ja buty przymierzę, ale przecież nam starczy, pojebana jest, a za tym papieżem to gdzie skręcić?, torba w trumnie, dwa życia, kolejny level, plaskacz w pociągu, dzieci na moście, mamy czipsiki!, otwórz/ zamknij okno, nienawidzę dzieci, musimy opalić ryje, potrzebuję energetyka, gdzie ten kauf?, o patrz jakie friendówy!, jedźmy tam!, nie, dobrze, że nie jedziemy, a zrób mi takie zdjęcie, co oni tam robili?, nie jestem głodna, ale zjedzmy, co to dla nas."
Poczułam wakacje, wreszcie, bo daleko, bo turyści, bo woda, bo słońce i nieogarnięcie!
NASZ wyjazd. :*
Komentowanie zdjęcia zostało wyłączone
przez użytkownika disassembleda.