Dziwna zależność. Zawszę piszę tutaj kiedy coś się nie układa. Trochę pozwala to pozbierać myśli, ale dlaczego publicznie? Może gdzieś w głebi nas siedzi potrzeba pokazania światu, że nas coś trapi. A może wbrew sobie podświadomie szukamy pomocy i czekamy na przybycie wybawiciela. Strasznie to naiwne, szczególnie w pogoni za niedoścignionum w dzisiejszych czasach, kiedy człowiek nie ma czasu zastrzymać się przed lustrem i zastanowić nad sobą. Zauważenie drugiej osoby jest cudem. Niedawno udało mi się pomóc Pani, która nie chodziła. NIe była namolna, nie chciała pieniędzy. Potrzebowała tylko przejść przez ulicę. Tyle osób, które przeszły obojętnie i nie zatrzymały się nawet żeby posłuchać. Hah, ja pomogłam, nie uważam tych dziesięciu minut za stracone. Nie jest mi też szkoda mojego zdrowia. Tylko przerażajace jest to, że żaden facet się nie kwapił do udźwignięcia tego ciężaru. Dokąd zmierzasz świecie? Tylko przez ostatnie dwa tygodnie widziałam jakim można być ślepym durniem, któy nie widzi co się wokół niego dzieje, albo nie chce widzieć. To nie jego sprawa, a później mamy zakatowane dziecko, zanitą żonę, a przezież sąsiad nie wiedział. Udało mi się zobaczyć w moim pięknym mieście takie perełki jak bicie dziecka, bo przejechało na rowerku przez ulicę. Szczególik, że to rodzic jest odpowiedzialny za malucha i za niego powinien także myśleć. Widziałam, że można skopać psa, bo stoi, a później skakać z łapami do właścicieła jak będzie miał czelność się spytać dlaczego. Ale fakt, nigdzie nie widziałam tyle kurestwa zgromadzonego w jednym miejscu. Może nie bije to tak po oczach ludzi, którzy miejszkają w Koszalinie od początku, ale polecam wam się rozejrzeć co was otacza.
Mam ludzi, którzy pozwalają mi się trzmać, ale czasami mam wrażenie, że niepotrzebnie wykorzytsuje ich starania, tkwiąc w martej kropce i nie pchając do przodu. Pozwoliłam sobie na to, owszem. Pozwoliłam sobie na bycie na każde zawołanie, na każde traktowanie. Mogę mieć pretensję sama do siebie. Teraz wyjście z tego bagna będzie jeszcze gorsze. Pozwoliłam również na uwierzenie w swoją słabość, a chyba nie ma gorszej opcji niż ta. Automatycznie człowiek zaczyna wątpić czy kiedykolwiek da sobie radę, a słowa przyjaciół brzmią jak denne pocieszenia. Siłą rzeczy marnuje się ich czas i energię. Myślę, że na niektórych z was nie zasluguje i wiem, że macie racje, a ja się kiszę w swojej pierdolonej głupocie. Może mocne, ale tak samo mocne jest to co czuję. Nie wiem ile można dawać sobie jakoś radę, ale to już chba trwa nieco zbyt długo. Dążenie do samozagłady wszystkiego....