To już ponad 14 lat mojej bezwarunkowej miłości.
The Kills !!!!!!
~*~
Tak, tak, tak jest zawsze.
Fakt, że największa magia zawsze dzieje się wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewamy, to mogłoby być moje motto.
Ale o tym zaraz.
Właśnie mnie kompletnie zamurowało kiedy zdałam sobie sprawę, że ten ostatni raz przed minoną środą widziałam The Kills 7 lat temu, a Jacka White 6 lat temu.
To zmienia wszystko, taka długa rozłąka z idolami faktycznie mogła mi namieszać w głowie.
Czy się zmieniłam przez 7 lat?
Z pewnością, i to na tyle, że wmawiałam sobie że ten koncert już nie zrobi na mnie takiego wrażenia.
Zawsze lubiłam mówić że The Kills sukcesywnie przypomina mi kim naprawdę jestem, tak wiecie, w korzeniach które zawsze pielęgnowałam, ale przecież to już nie ważne, bo polubiłam zupełnie nową siebie, pasjonatkę bloku wschodniego, rusycystyki (ale fck ptn), architektury powojennego modernizmu i rzecz jasna post punku.
Czy można się aż tak pomylić?
Już przygotowania do tego koncertu powoli przywracały wspomnienia.
Prasowanie koszul w panterkę, dobieranie skórzanych kurtek, zmierzwianie włosów, odkurzanie najlepszych butów z Vagabonda, w których nawet w lumpach wygląda się totalnie badass.
Potem podróż do Warszawy, stanie 3 godziny w kolejce przed klubem, rozmowy z ludźmi o The Kills.
W końcu sam koncert, udało mi się zdobyć barierki - jak mogłoby być inaczej?
W trakcie czekania na gwiazdę wieczoru puszczali nam The White Stripes, King Krule i Black Rebel Motorcycle Club, how cool was that?????!!!!!!
I choć tego dnia nie czułam się najlepiej, gdy ONI weszli na scenę a po moich policzkach jak zawsze potoczyły się łzy, wstąpił we mnie jakby nowy duch.
Zaczęli Kissy Kissy, na co bardzo liczył K., więc i ja się cieszyłam, że właśnie tak się stało.
Stałam po lewej stronie, więc najbliżej miałam Jamiego, ale po namyśle który nie trwał zbyt długo, doszłam do wniosku że było to dobre miejsce - Jamie jest tak hipnotyzujący, że nie mogłam przestać na niego patrzeć, a Alison robiła swoje obok, ponieważ jednak to Jamie jest brzmieniem tego zespołu, każda sekunda podpatrywania mistrza w akcji była warta mojego miejsca przy barierkach.
Nie mogłam sobie wyśnić lepszej setlisty, no może gdyby dorzucili jeszcze Tape Song i Sibierian Nights to by mnie z laczków wyjebało, ale nawet ci co jeździli za nimi w trasie po Europie stwierdzili, że koncert w Warszawie był najlepszy pod względem setlisty.
Nie do uwierzenia, ale zagrali Last Day of Magic!!!!!
Hit za hitem, Doing it To Death, URA Fever, a także Hard Habit To Break, w którym kocham wszystko, ale najbardziej solo widziane w końcu z bliska.
Czasami na koncertach dopada mnie mimowolnie myśl - długo jeszcze?
Ale nie tym razem.
Bawiłam się wyśmienicie do końca, kalecząc nogi i gardło.
Koncert się skończył a ja miałam nogi jak z waty, tylko co z tego, jak NAJLEPSZE dopiero miało nadejść.
Zrządzenie losu chciało, że jedna z trzech setlist, powędrowała prościutko w moje ręce, dziękuję panu technicznemu, który zrobił to podając mi kartkę z premedytacją patrząc mi głęboko w oczy.
Nagle podszedł K., a kostka Jamiego wylądowała prosto u jego stóp.
CO TU SIE WYDARZYŁO?????
mieliśmy razem komplet fantów, moje policzki spuchły od śmiechu i szczęścia, a to wciąż nie gwódź programu.
Trzęsąc się z przejęcia wyszłiśmy napić się piwa, zapalić świętego papierosa po The Kills i usiąść pod Stodołą porozmawiać o koncercie.
Byłoby normalnie, gdybym nie zauważyła, że dwa metry ode mnie siedzi Alison we własnej osobie i nie robi dokładnie tego co my.
Po prostu chillowała po koncercie i paliła papierosa.
Nie jesteśmy jednak zjebami i nie przeszkadzaliśmy jej, dla mnie ta chwila takiego dziwnego połączenia - my i ona, razem zbierający siły po koncercie była lepsza niż cokolowiek innego, to było niesamowicie intymne i było uhonorowaniem lat mojej miłości do tej kobiety.
Zebrali się jednak inni ludzie i w końcu ktoś ją zawołał, niszcząc tę magiczną chwilę, ale Alison jest aniołem i podeszła do nas, a chwilę później zjawił się też Jamie.
Ludzie ich otoczyli wianuszkiem, chcąc autografy i mówiąc wszystko to, co mówi się idolom w takich chwilach.
Ja miałam jednak setlistę.
Więc gdy tłum zelżał, wyszłam z największej strefy komfortu w moim życiu i otworzyłam usta a nasze spojrzenia się skrzyżowały.
,,I got the setlist...." - ,,Oh!! You got the setlist!!!"
To było nasze jedyne wymienione zdanie, pełne uśmiechu i rozbawienia z mojego momentalnego braku jakiegokolwiek i taktu i w ogóle zapomnienia języka w gębie.
Alison wyciągnęła do mnie rękę po setlistę, po czym ją podpisała, podała Jamiemu do podpisania i oddała z powrotem do mnie z uśmiechem.
HOW COOOOL WAS THAT??????????
Nie pamiętam z tego nic, oprócz jej śmiechu i ,,Oh you got the setlist!".
Ale na boga, w końcu stanęłam oko w oko z największą muzą mojego życia.
Moja ręka i jej ręka trzymały moją setlistę w tym samym momencie, na mojej setliście widnieją autografy ich obojga.
I kostka Jamiego!!! Nie mogła trafić do nikogo lepszego, gdyż K. gra nią właśnie The Kills na gitarze, a przecież w tej kostce zaklęte jest wszystko, od brzmienia po magię tego duetu.
Tak, ten koncert przypomniał mi kim jestem.
Momentalnie odechciało mi się wszystkiego innego, znów chciałabym być gwiazdą, chciałabym być jak ona.
Bezdzietną rokenrolówą z burzą włosów, grającą na gitarze i towrzącą sztukę.
Czas mi ucieka, niewiele można już zrobić mając prawie 30 lat, ale mam nadzieję, że ten stan długo mnie nie opuści.
Nie chcę go opuszczać.
Jebać stereotypy, kredyty i małżeństwa.
Nazajutrz byłam oglądać stare bloki Warszawy.
Więc może da się pogodzić mnie starą jak świat i mnie nową, mającą pasję do socmoderny???
Nie mogę pracować, spać i spotykać się z ludźmi.
Jeszcze nie.
Chcę popielęgnować w sobie trochę to co się wydarzyło.
Na marzenia nigdy nie jest za późno, a następnym razem poproszę Alison o rysunek na przyszły tatuaż.
Tym razem zapomniałam języka w gębie, choć myślałam by ją o to spytać, ale nie czuję się z tym źle.
Stało się tyle dobrego, że będę to przeżywać jeszcze kupe lat.
Oby nie kolejne siedem, bo chcę jak najszybciej znów ich zobaczyć w akcji i doing it to death.
Love will probably bake the burning at the stake, a step with me
Under the last palm tree and
Sip a little water from the dirty fountain, this'll be
The sum of it all
23 KWIETNIA 2025
7 KWIETNIA 2025
3 MARCA 2025
6 STYCZNIA 2025
10 GRUDNIA 2024
18 LISTOPADA 2024
7 LISTOPADA 2024
13 PAŹDZIERNIKA 2024
Wszystkie wpisylilina
1 dzień temu
forestxwitch
27 KWIETNIA 2025
atana
27 KWIETNIA 2025
angelfuckk
21 KWIETNIA 2025
kolekcjaplyt
29 STYCZNIA 2025
idzpodpraaad
27 STYCZNIA 2024
fotografiatoskalpelduszy
5 STYCZNIA 2024
vitaetlaetitia
21 LUTEGO 2022
Wszyscy obserwowani