Niezręczne uśmiechy, nie klejące się rozmowy, rozmowy o niczym, ale przecież przy każdym kolejnym zdaniu słychać, jak bardzo podszyte są wszystkim. Być czy mieć? Być bardziej, mieć więcej. Ale i tak nie pójdę nigdzie, bo przecież nie mogę iść wszędzie. Przesada w niedosycie i wstrząsający niedosyt w przesadzie. Może przesadzony niedosyt, ostatnio nie trzeba wiele. Praktycznie nic poza kilkoma ciepłymi słowami i dobrą muzyką. Ciągle śnią mi się koszmarnie intensywne kolory, wyżerające dźwięki i absurdalnie proste epizody nie-do-wydarzenia. Znowu nie potrafię się przejmować, znowu "nie muszę nic". Czuję się tak boleśnie, dokładnie - boleśnie, ponad to wszystko.
Zrobiło się bardzo nieprzyjemnie, ale jedyne, co mi naprawdę przeszkadza, to fakt rąk trzęsących się tak bardzo, że muszę kogoś prosić o zrobienie kawy.
W głośnikach Post Regiment robi dobrze.