Mechanizm 'nie pamiętam, bo wcale nie chcę o tym pamiętać' działa niewyobrażalnie silnie. Zresztą zdarzenia w dalszym ciągu umiejscawiam w muzyce, a nie w czasie. Te skojarzenia zakorzeniają się piekielnie głęboko. Każdy wie wszystko lepiej, ale nikt nie wie jak było naprawdę. Nie zamierzam już stwierdzać, że nie żałuję niczego, że choćby nie wiem co, to tak naprawdę dużo się nauczyłam, bla bla bla.. Żałuję. Żałuję jak chuj. Pierwszy raz od x czasu zaczynam czuć się źle sama ze sobą, ze wszystkimi podjętymi kiedyś decyzjami, mam dosyć każdego kolejnego słowa, które wypowiadam, każdego kolejnego kroku. I wszystko mi jedno czy będzie on w prawo, w lewo, w przód czy w tył. Mam dosyć. Kawę piję z cynamonem i cukrem waniliowym, wszystkie dobre ostatnio słuchane piosenki zdążyły się już znudzić, każde dobre wspomnienie schować za gęstą mgłą, a świeczki wypalić. Siema, to ja. A sąsiad uciął sobie palca. Zbiór bzdur.
Strasznie nie mam ochoty na kilka konkretnych dat, które wciąż upierdliwie na mnie czekają.
ktoś mi się wpierdala z brudnymi łapami w moje sny