Pierwszy dzień jesieni już za mną a za oknem nadal nie widać deszczu, złotych liści i szarości. A szkoda, bo naprawdę lubię jesień.
Rok temu o tej porze mogłam bezkarnie chodzić w rękawiczkach, salach lub chustach, ( które ubóstwiam!), a wieczorami siedząc pod mięciutkim kocem z dobrą książką na kolanach popiajc herbatę malinową. A tymczasem nadal mamy coś na kształt lata.
Ostatnimi czasy pokochałam grube, długie swetry. Idealny musi być miękki sięgać do połowy uda, mieć długie rękawy, kieszenie i ogromniaste guziki. Od początku września w mojej szafie, (która i tak pęka w szwach) znalazło się miejsce dla dwóch nowych:)
I nadal poszukuję kolejnych.