<!-- @page { size: 21cm 29.7cm; margin: 2cm } P { margin-bottom: 0.21cm } -->
Jestem tym tygodniem zmęczona. Jeszcze jutro sztuczna, sztywna impreza komunijna. Nie powinnam tak mówić. To ważny dla Wiktorii dzień. Ale nie mam najmniejszej ochoty spędzać tam połowy dnia. Właśnie TAM. Opiekując się maluchami i udając że wszystko gra. Piękna perspektywa. Ale dam radę. Dla Wiktorii. Dla mojego małego Wiksonka, żeby chociaż ona się cieszyła. Znowu mam to chore poczucie zagrożenia. Tylko nie wiem czemu. Przecież ta sobota to prawie idealna sobota. Rano śniadanko z KUBĄ, herbatka z KUBĄ, motoryzacyjne programy w tv z KUBĄ, posprzątałam, poprasowałam, pojechałam do lasu (po konwalie). Powinnam czuć się spokojna i bezpieczna. Ale nawet przy Kubie dzisiaj się tak nie czułam. Najgorsze jest to że nie wiem czego ja się właściwie boję. Koniec użalania. Idę na głupoty w DC. Najlepszy sposób na odciągnięcie myśli od tego co złe.