Dzień dobry wszystkim!
Wróciłam niedawno ze szkoły, zjadłam obiad, wypiłam ziółka, a teraz czeka na mnie gorąca, zielona herbata. Zazwyczam pijam ją dosyć chłodną, ale gdy teraz pogoda daje bynajmniej mi tak w kość, nie potrafię się takiej na prawde wspaniałej pokusie oprzeć, jaką jest gorący napój. W szkole, z wyliczanych przez nauczycieli numerów do pytania, zawsze wychodził mój, dżinius! :( Nie powiem, nie było źle. Ale jestem kurewsko dumna z mojej szóstuni z chemii, daj mi boże tą siłę, żeby dojść z pracownii (chemicznej) do maturalnej z piątką! <dzikiemarzenia> Z dietą? O DZIWO wczoraj nie zwaliłam. Choć gdybym się pewnie teraz pochwaliła moimi wczorajszymi kaloriami, byłyby (zapewne) mini sapki z Waszej strony, zdrowo odżywiąjące się dziewoje :D Ale przecież, każdy chce się odhucdzać jak chce, jak mu pasuje, i ma w 100% pewności co robi ze swoim ciałem, zdrowiem a niekiedy nawet życiem. Whatever. Pomimo tego, że dziś wróciłam ze szkoły padnięta, zrobiłam sobie obiad. Rodzice na szczęście w pracy, także nie było niczego, na co pewno nie miałabym ochoty ani chęci zjeść. Ale, że dziś piątek, na drugi, i ostatni posiłek dzisiaj zjadłam łososia w ziołach (dość mały kawałek) warzywa na patelnie (ok 60g) i sałątkę z kapusty kiszonej i marchewki z dodatkiem kropli oliwy z oliwek (TAK BARDZO TEGO NIE LUBIĘ :() Tak, jem dwa posiłki dziennie, śniadanie, do tego kubek zielonej herbaty, i obiad, zazwyczaj o jednakowej porze (15.20). a Do tego strasznie dużo piję, bo to chyba podstawa każdej, hm, "diety". Nieważne. Dziś czekają mnie jeszcze popołudniowe korki, nie wiem czy dam radę...
A co u was, moje drogie? :*