I siedziałam, i pierwszy tekst, pierwsza piosenka, drugi, trzeci, czwarty tekst, płacz. Puste łzy przed szklanym monitorem. Rozmazany tusz wywołuje pieczenie oczu. Kulę się, płaczę dalej. Znów odczuwam niepomahowaną chęć przy przycisnąć mocno ostrze do mojej skóry i szarpnąć nim z całych sił. Rozpaczliwie szukam czegokolwiek w kuferku z pierdołami i bałaganem. Nie, nie mogę. Uczucie jest zbyt silne, pragnę teraz kogos obok mnie, pragnę komuś powiedzieć, otwieram okienko czatu na facebooku, próbuję odczytać imiona przez zamglone oczy. Nie, nie mogę. Wbijam paznokcie mocno w przedramię. Zostałam w tym sama, sama muszę dać radę. Sama.
Przychodzi mama z pracy. Pranie jest powieszone, kuchenne meble lśnią, czyste naczynia grzecznie leżą poukładane w szafkach. Młode śpi, lekcje odrobione, paznokcie po dokładnym manicure. Popiół z balkonu zmieciony, obiad spłukany w toalecie. Tak, malutka pojadła dużo. Nie, wcale nie musisz się interesować, czy twoja córka z zaburzeniami zjadła dziś cokolwiek. Właściwie, to po co się w ogóle nią interesować. Kupiłam sukienkę, ładna? Będzie pasować do podkrążonych, zapuchniętych oczu i obdartych kostek? To dobrze.
Centymetr leży bezczelnie na biurku, na papierku od herbaty widzę szczupłą blondynkę w białym, sportowym ubranku, jakże skąpym. Tego, co widzę gdzy lekko opuszczę głowę nie jestem w stanie nawet skomentować. Porażka, żenada.