Dwa dni spędzone w pustych ścianach mieszkania dały mi się we znaki i teraz po powrocie Eda dostaje głupawki. Skaczę z miejsca na miejsce, tańczę zamiast chodzić po pokoju, czytam smsy i nie pamiętam ich treści (nie mogę ich znów przeczytać, bo usunęłam je gdy spałam XD).. Wydaje mi się, że potrzebuję drugiej osoby gdzieś blisko, żebym mogła normalnie żyć, bo tak to znaczę niewiele więcej niż cień i zaczynam świrować.
Wtorek? Jak każdy inny. HS? Nie wiem i teraz nie chcę o tym myśleć. Teraz żyję z dnia na dzień i próbuję się odciąć od przeszłości, która ciągnie się za mną i wilkiem patrzy na każdy mój krok. Kolejny etap zmian - teraz boli mnie to, że nie zmieniam się dla siebie, tylko dla innych. Ale mniejsza..
Walentynki? Hahahahahahahahahahaha hahahah haha ha. Jak jeszcze raz ktoś mi powie, że to jakieś szczególne święto, to jebnę rotfla przez cały pokój. Zwykła komercha i tyle. Jak to Kuba powiedział: "Szedłem koło kwiaciarni i ostatnio jak kupowałem tulipany za szt. płaciłem 2zł, dziś kosztowały 5zł". Ludzie jak marionetki biegną do sklepów, by kupić coś czerwonego/różowego/puchatego/miłego/słodkiego. Wszyscy sterowani, każdy cudownie, szczęśliwie zakochany. Ktoś z boku powiedziałby pewnie, że jestem zazdrosna i dlatego z nienawiścią i goryczą publikuję takie farmazony. Otóż nie. Dla mnie był to zwykły typowy dzień, jak każdy inny.
Przecież, jeżeli się kogoś kocha - to cały czas, dzień po dniu, każdego miesiąca, rok w rok.. a nie, jeden dzień 14 lutego, bo tak napisane jest w kalendarzu. Mylę się?
w głośniku:
Sigur Rós - Sćglópur (dziś odkryte ^^)
Czesław Śpiewa - Caesia & Ruben
TSFH - Black hat