Widziała go, ale chyba się bała, miał wrażenie, że każda komórka jej ciała dygotała.Jakby wiedziała, że jej życie stało się pasmem niewiadomych, drogą usłaną ze znaków zapytania. Jej głowa, jej ciało, jej usta nieświadomie się poruszały, wewnątrz była jak zastygła galareta z chwilowymi skurczami. Miewała jakby emocjonalne odruchy, emocjonalnie była też nienaruszalna, nieobecna, nietknięta, przerażona. Miewano wrażenia, jakby jej emocje dawno były wyprane, suszyły się na balkonie, aż w końcu zgniły. Stawała się oschła, zwiędnięta, oddychała ironią, usta miała suche, pełne przykrości, policzki wypełnione smutkiem. Przesiąknięta zagubieniem, kroczyła jesienną aleją w parku, w jednym ręku trzymała swoje życie, ledwo dyszące, brudne i zaniedbane, obok szedł on, jego nie trzymała, ledwo ciągnął się za nią po cichu, kroczyl śladami łez wypływających z jej przemęczonych oczu. Ani na chwilę od niej nie odszedł choć myślała, że już dawno odeszła w zapomnienie. Gdy stanęła na skraju przepaści, jej życie nabrało emocjonalnych kolorów, usłyszała głos jego serca, które biło w rytm jej ulubionej piosenki, oddychało tak wyraziście i głęboko, wyrywało się z jej dłoni krzycząc 'chodź ze mną!' ale ona nie słyszała, ona się bała, wciąż była przerażona. Stała, jak jeden wielki znak zapytania nad krawędzią. Jej życie wypadło z jej rąk, stała za blisko, zbyt zrezygnowana, aby mocno je przytrzymać, zatrzymać przy sobie. Widziała jak spadało, jak tańczyło i śmiało się w oddali. On stał za nią, trzymał, by nie spadła, by się nie rozpadła na pół, nie skruszyła, nie stopiła, nie odeszła. W tak niechcianej i przerażającej podświadomości usłyszała - Nie możesz mieć nowego życia, ale możesz odnaleźć to, któro właśnie upuściłaś, przecież wiesz, kochana, że dobro zawsze powraca, pod warunkiem,że się przed nim nie zamykasz.