wciąż ociekamy krwią, drapiemy, gryziemy i wylewamy gorący wosk.
nawet kiedy wegetujemy przed komputerem obrabiając zdjęcia, czytając e-booki, pisząc na gg.
szaleństwo przejawia się w każdym stuknięciu palcem o klawiaturę i jeśli tak samo czujemy, wprost odruchowo przestajemy przed sobą udawać, że jesteśmy normalni i ból nas wcale nie podnieca.
nie boimy się tego. wypaczone poczucie piękna i przyjemności. ktoś musiał nas kiedyś tego nauczyć. starszy pan lubiący młode dziewczynki i ten sam odpowiednik zepsucia w wersji dla chłopców. a kiedy chcemy coś pokazać, coś stworzyć, zamykamy oczy i widzimy ściany zbryzgane krwią Baranka, którym może być każde z nas, jeśli tylko zechce. dać zbawienie zaklęte w torturach, którym poddamy się z uśmiechem na ustach, w radosnym oczekiwaniu na bolesną ekstazę. poddajemy się też sytuacjom zbyt zakręconym, aby je odkręcić. uciekamy od tego co dla nas dobre, bo ta droga nie może się skończyć banalnym "i żyli długo i szczęśliwie..." to po prostu jeszcze jedna forma bólu, bez której moglibyśmy zapomnieć, że żyjemy.
ociekamy krwią, tą samą, która płynie w naszych żyłach. nawet jeśli wcale nie jest krwią - nadaliśmy jej taką rolę, więc nią jest. nasz świat jest brudny brudem naszych chorych umysłów, a tego nie zmyje nic, dopiero...
***
idę dziś z dziewczynami na wino. będzie chyba w opcji z noclegiem u Magdy. jestem w stanie ogólnego znieczulenia. coś jak stan nirvany.
na zdjęciu: Rafał M.