TO był MAJ...
rzadko piszę, bo rzadko jest o czym. zazwyczaj zaglądam tu, kiedy dopadają mnie jakieś egzystencjalne rozkminy, które aż proszą się o "wylanie" ich gdzieś. zabawne, że nawet po tylu latach niepisania wciąż uciekam w taką formę rozładowania napięcia. chyba utraciłam umiejętność rozmawiania z ludźmi szczerze i prosto z mostu. coś tak bardzo mnie tłumi, przytłacza i wiąże język, że najchętniej odcięłabym się od wszystkiego i wszystkich, wróciła do domu, do rodziców, i zajęła się wyłącznie sobą. nie chce mi się udawać, TAK BARDZO mi się nie chce, a mam to TAK BARDZO w dupie.
odczuwanie braku wszystkiego, co kiedyś było pewne, wywierca mi dziurę w brzuchu