Piątkowy wieczór, siedze sobie na tej mojej ukochanej kanapie, popijam wino i nagle dopada mnie mysl.
Niesiona fala ekscytacji biegnę do pokoju i odpalam laptopa- jedni nazywaja to weną, ja dziś nazwe t ludzka potrzebą do uzewnętrzniania sie.
Na wstępie jestem zmuszona zaznaczyć że myśl przewodnia dzisiejszej notki nie została wystukana przez moje neurony. Wystukaly ją czyjeś palce na klawiaturze. Niezależnie od intencji zdania które padło- stanowi ono moją dzisiejszą inspiracje.
Niemogę znaleźć polskiego slowa które tak dobrze oddałoby owa myśl- pozwole sobie wiec użyć słowa "share".
Otóż, czy człowiek został zaprogramowany tak, ze pozytywne emocje które przezywa pod wplywem czynników zewnętrznych muszą zostać w jakiś sposób przekazane innej osobie?
Uczucia jakie towarzyszą nam podczas niesamowitego koncertu, to uniesienie na pieciolini,jest dużo intensywniejsze gdy dzielimy je z ekipa równie poruszonych ludzi, badź z tą jedną osobą na której twarzy maluja sie emocje podbne do naszych.
Być moze szukamy potwierdzenia ich rzetelności. Może ten muzyczny haj jest tak silny, że potrzebę ekspresji powoduje brak kontroli nad strumieniem mysli i uczuc przebiegajacych przez ciało z kazdą kolejną nutą. (jak zawsze asekuruje się słowem moze- uważam że jedno i drugie skałada się na tę chęć aby podzielić się doznaniami)
Mówi się że internet to chorba naszej społecznosci,że publikujemy wszystko jak leci zatracajac pryatność. Nie mgę się z tym zgodzić. Ludzka potrzeba dzielenia się tym co nasz porusza, czy nawet po prostu zadowala, w końcu znalazła pole do popisu. Ostatnio bylo ponoć piękne niebo w gdańsku- wiem, bo conajmniej 10 moich "obserwowanych" podzieliło się pięknym widokiem jaki uświadczyło. Nie sądzę żeby bylo to spowodowane altruistyczną chęcia zadowolenia oka internauty ktory nie mogl tego doświadczyć. ;)
Nawet takie kanoniczne #selfe, oprócz pożywki dla próżnosci, nie jest niczym innym jak wyrazem satysfakcji z tego jak wyglądamy. Oczywiście patrząc na to z innej strony, zdjecia mniej patetyczne i poruszające niż zachód słonca w Gdańsku, czesto są po prostu pieczęcią tego jak dobrze się czujemy. Pokolenie Chwalipięt. A Kolumbowie przewracają się w grobach
Co sie tyczy internetu..zastanawiałam się, czy aktywność na portalach spolecznosciowych nie jest wprostproporcjonalna do odczuwanej samotności. Że ta potrzeba ekspresji jest tak silna,że adresatami naszych wewnętrznych perypetii staje sie ktokolwiek, zamiast bliska persona.
Nie odważyłąbym sie powiedzieć że piękno otaczającego świata ma wartość tylko jeśli dzielimy to z odpowiednią osobą. Ma wartość wtedy kiedy je zauważymy. Jednak ja jako emocjonalny ekshibicjonista muszę przyznać że dobrze jest miec ludzi, z ktorym można się tymi perełkami dzielić. Wszystko jest bardziej intensywne, kiedy mozna to przekazać komuś kto to doceni. Czy jest przyjemniejsze uczucie niz to, kiedy kogoś zachwyca coś co odkryliśmy? Chyba tylko orgazm.
Dziś nie ma cytatu.