to były 2 okropne dni. jeden ciągle się ciągnie, a ja jem. rodzinka poszła do mc donalda, super. po chuj obiecywałam koleżance że zjem z nią coś kalorycznego? dzień zapowiadał się dobrze, połowa szklanki jogurtu z musli na śniadanie. pięknie. porażka zaczęła się dopiero po południu. jabłka, brzoskwinie, borówki, kruche ciasteczka i pierniczki. haha, jakby tego było mało, wróciłam do domu i mama wepchnęła we mnie obiad - porcję makaronu z tuńczykiem, a teraz zapchałam się orzeszkami. doprawdy cudownie. proszę was, pomóżcie mi, powiedzcie że od jutra będzie lepiej. nie mogę znieść myśli by te 8 kg wróciło. shhhhit, gdzie podziała się moja silna wola? rozumiem, żeby zjebać 1 dzień, ale aż 2? o.o