(...)Zdołałem wygnać ze swego umysłu wszelką nadzieję. Głuchym skokiem drapieżnika rzucałem się na każdą radość, by ją zdusić(...) Suszył mnie wiatr zbrodni, igrałem z obłędem. I wiosna przyniosła mi okropny śmiech idioty.
Niedawno, bliski wydania ostatniego skrzeku, zapragnęłem odnaleźć klucz do dawnej uczty, na której być może odzyskałem apetyt.
Podejmowanie decyzji, wbrew temu co do tej pory sądziłam, nie jest moją najmmocniejszą stroną. ba! śmiało mogę stwierdzić, że jest to jedna z rzeczy, która wychodzi mi najsłabiej. Dlatego nie przyzwyczajam się do niczego i niczemu nie pozwalałam przyzwyczaić się do siebie. Dlatego jak ognia unikam zobowiązań, obietnic, których nie jestem na dłuższą metę w stanie utrzymać ani dotrzymać. Tylko jak teraz uciec, zmieniając trzeci raz zdanie, wyjść z tego z twarzą i udać, że ten rok wcale się nie wydarzył.
Zacząć wszystko od zresetowania umysłu i wmówienia sobie, że teraz dopiero wszystko się zaczyna.
To jakbym starała przekonać samą siebie, że nie mogę wypić kawy, której aromat czuje w całym pokoju i która stygnie przy otwartym oknie w otoczeniu niebieskawego dymu papierosa.