Hejka dziewczyny.
Zacznę jeszcze raz. Nie będę dużo pisać. Podam tylko cyferki.
15 lat. 164cm wzrostu. 67kg.
Dwa miesiące temu ważyłam 69,5kg. Schudłam (PRAWIE!) 3kg nie głodząc się, nie jedząc słodyczy, ale równocześnie nie odmawiając sobie wszystkiego. DOŚĆ. Nienawidzę swojego ciała. To, że nie jem słodyczy, regularnie ćwiczę i wymieniam mleko na 0,5% to za mało. Od dziś d0Eita 1200kcal. I albo na niej wytrwam albo schudnę za rok do wymarzonej wagi.
Teraz mi się uda. Zdrowe nawyki żywieniowe już mam przyswojone, wiec ciężko nie będzie.
3 razy w tygodniu siłownia, pozostale dni treningi z Mel B.
Cel: 55kg.
Do wakacji uda mi się zrzucić może tak do 58... Dobra, nie przesadzajmy. Może do 60.
OD JUTRA ZACZYNAM PISAĆ BILANS I LICZYĆ KALORIE.
FAK JEA, W KOŃCU SIE ZEBRAŁAM.
W ogóle to mówcie mi Aśka.
;)
EDIT:
Bilans z dnia 09.05.2013
6:20 mleko 0,5% z muesli i otrębami, kawa z łyżeczką cukru i mlekiem 3,2% 280+50+70= ok. 400kcal
9:40 kanapka (chleb słonecznikowy) z masłem, szynką, serem i papryką ok. 180kcal
10:30 - banan ok. 140kcal
14:00 rożek śmietankowy ok. 180kcal
15:00 rosół z makaronem plus trochę kawałków cukinii w panierce ok. 400kcal
19:30 niecałe 2 jajka z papryką i odrobiną szynki z tostem (nie wiem ile kcal, potem dolicze)
1300/1200kcal
ZAJEBIŚCIE. Pierwszy dzień i już przekroczyłam limit o 100.
Mogłam nie jeść tego głupiego banana i loda :(. Przynajmniej już wiem, czego jutro nie powinnam zjadać.
A tak trudno odmówić sobie w lecie..
WSZYSCY MAJĄ TAKIE BOSKIE CIAŁA TYLKO KURWA JA NIE MAM.
WYGLĄDAM JAK PASZTET. CHĘTNIE ZAMKNĘŁABYM SIĘ W DOMU NA MIESIĄC I NIE POKAZYWAŁA NIGDZIE DOPÓKI NIE SCHUDNĘ Z 5KG...