Wygrzebane z folderu "Kamila narożeniny".
Czeski to jest jednak kawał dobrego języka. Zaczynam go właśnie ogarniać, ale i tak mam wrażenie, że startuję z jakiegoś B1, bo gadając do Czechów po polsku i słysząc odpowiedź po czesku można się spoko porozumieć. Z wyjątkiem tej tylko małej różnicy, że "miłość" po czesku to "laska" i nie należy przy nich nadużywać słowa "szukam", bo przez pierwszy miesiąc Erasmusa żyją w przekonaniu, że jesteś niewyżyta seksualnie. Ale tak, Czesi to kawał fajnego narodu :D
Nagła zmiana pogody trochę mnie boli, bo wciąż czekam na paczkę z ubraniami jesienno- zimowymi, którą miała wysłać Miśka, szczególnie w perspektywie faktu, że z Perpignan lata do Londynu Ryanair za 30 euro w dwie strony, także cóż Wam będę dużo mówić, lecę do Anglii w poniedziałek. Dobra, koniec tematu, bo zaraz cały akademik usłyszy jak piszczę, a ciężko mi się powstrzymać :D
Kwestia Świąt dalej nie została rozstrzygnięta, ale choćbym miała przyjść na nogach do tej Polski, przyjdę!
Poza tym Fader mnie dziś rozczulił, Miśka zrobiła to wczora i w ogole to myślę że wkrótce zbankrutujemy z powodu rachunków telefonicznych, bo instalacja skajpa przerasta moją szanowną familię, zatem spędzamy długie minuty na rozmowach telefonicznych. No ale tak, kto bogatemu zabroni :D
Cudowna kraino, w której wpierdzielam jak dzika i chudnę, z dnia na dzień wielbię cię coraz bardziej. W ostatnim miesiącu pożarłam więcej makaronu niż przez całe 20 lat życia.
Jutro z kolei dzień spędzę na lepieniu pierogów ruskich dla Francuzów (Skazka- cenne znalezisko w postaci sklepu z artykułami polsko-ruskimi w centrum Perpignan, któremu zawdzięczam kupno twarogu, którego we Francji lud nie zna). To znaczy taki jest plan, ale tu się wszystko dzieje samo i najczęściej zupełnie odwrotnie do planu. I dobrze :D
Pozdrawiam ciepło!