Francuzi wyjeżdżają, drugi rok się kończy, cyrki na kółkach na egzaminie z morfoskładni (nie rozumiem pobudek ludzi, którzy płaczą podczas pisania), mam nastrój wyraźnie schyłkowy. To znaczy mam nastrój na nudzenie. (W ogóle po co jest taka ładna pogoda, jak jest sesja, po co.) Mimo że generalnie wszystko spoko, coś jednak nie jest tak.
Z przemyśleń nad moją burzliwą przyszłością:
Fader: Ty tam musisz coś ze sobą wziąć (chwila zamyślenia) jakiś paralizator, albo coś.
(Coś czuję, że przed F. wiele nieprzespanych nocy :D)
Miśka z kolei bardzo się martwi kwestią owsianki, ale poinformowała mnie, że już nagromadziła wiele pudełek do jej wysyłania. I dostałam też informację, że miejsce w akademiku otrzymałam, a nie otrzymała go Ada. To znaczy nie rozumiem, czy oni mieli w ogóle jakieś kryteria, czy po prostu ciupali w papier kamień nożyce podczas przyznawania tych miejsc, ale kwestia jest taka, że bycie ciągle dzieckiem szczęścia: check, 230 ojro zamiast ponad 300 miesięcznie za spanie: check, britisz inglisz, który się będzie niósł przez akademickie przestrzenie: check. I obczajam tanie samoloty do Girony i w ogóle mam poczucie, że nie wiem nie wiem nie wiem nic, dużo za dużo mam na głowie.
co chłop robi z tą gitarą to wy sia dam
http://www.youtube.com/watch?v=6QjIHnb5Ivs
(dobrze, że trwa aż 15 minut, nie trzeba tak często dawać "play again")