Wycinam elementy z kartonu wielkim nożem. Karton mam oparty na nodze, kroję wszystko bez wyjątku. Nie czuję bólu, ranę zauważam, bo łaskocze mnie spływająca krew. Chcę przykleić plaster w króliczki, ale nie mogę go znaleźć. Upieram się przy tym jak obłąkana, jakby króliczki na rozciętym kolanie mogły cokolwiek naprawić.
Jutro jest zakończenie roku szkolnego. Muszę być w szkole, jestem przedstawicielem rady rodziców, będę wygłaszać jakieś banalne farmazony. Chcę ubrać te śliczne spodnie w kwiaty. Szukam czegoś na górę, jestem w tym równie zdeterminowana jak przy poszukiwaniu plasterka w króliczki. Wyrzucam z szafy z siedemset koszul, ignoruję je. Szukam jasnej torebki. Znajduję inną, taką w kształcie, naprawdę, króliczka. Zaglądam do środka, jest w niej lizak i mały, biały niedźwiadek. Dyrdymały do kieszonki. Mrugam szybko, żeby nie płakać. Idzie mi coraz lepiej, nie płaczę od wtorku. Bardzo chcę być dzielna.