Piszę list, listę planów na przyszłość, celów marnych do zrealizowania. Otwieram szeroko oczy z których kapią słone łzy. ,, wszystko co chce niebo dać - umyka z objęć...'' Podobno dawno minał czas na żal, podobno rany się goją a ból mija lub znika. Nie, ból jedynie słabnie, z czasem. A my nie doceniamy tego co mamy dopóki tego nie stracimy. Tracę siebie codziennie, ale nie doceniam dnia. Każdy dzień który buduje jest moją wegetacją, wstępem na drogę śmierci. Nie poddaje się jednak choć już nie mam sił. I nie jestem dżydzownicą... ani nawet motylem. Jestem nieistnieniem.
Kiedyś moim jedynym celem i motywacją było być szczęśliwą i kochaną. Dziś che zresetować pamięć, wyczyścić ją doszczętnie i więcej ni cnie czuć. Żadnego bólu... żadnego smutku. Nie rozumiem dlaczego wciąż te kłamstwa. Bolą one. Każde kłamstwo to jedna blizna na moim ciele. Każde kłamstwo to blizna na psychice. Ty to wszystko dokładasz z dnia na dzień i myślisz, ze jest wszystko źle, bo nie odejdę. Jesteś egoistą. Nigdy nie patrzałeś na moje szczęście tylko na swoje. Zmieniasz mnie w bestie... bestie która zrobi tak jak ty zrobiłeś...
ale...
jednocześnie Cię kocham...
i nie rozumiem, co poszło z nami nie tak...