Cholera! - no może przeklęłam nieco soczyściej... - nie może być!
Bułka z serem ugwięzła mi w gardle, kiedy kolejny artykuł w gazecie zatrąbił o beznadziejnej sytuacji politycznej w Afryce.
Odstawiłam kubek z kawą i spojrzałam tępo na krzywy obrazek na ścianie. Spoglądałam na niego codziennie od kulku miesięcy a mimo to nie zauważyłam, że cały czas wisiał nie tak, jak trzeba. Podniosłam zadek, przestawiłam obrazek i z rozpędu spojrzałam na niezmienioną datę na kalendarzu. Ów wynalazek pamiętający czasy Sumerów uświadomił mi, że czas leci a my jesteśmy w czarnej... D... a nie Afryce. A nie tak miało być, nie tak!
Wieczorna wideokonferencja przyniosła zawiasa i ciężką myślenicę. Popełniona dnia następnego burza mózgów zapędziła nas na Pędzichów. I tak naszą wielką afrykańską przygodę ostatecznie wzięli diabli. No trudno, kij im w oko, nawet w dwa. Piramidy stoją od wieków, może postoją jeszcze kilka najbliższych lat.
Tego ten. Afryka Afryką a żyć trzeba. Już za miesiąc z groszami nastanie czas wypracowywania wspomnień na kształt suto zakrapianych winem węgierskich nocy.
Na myśl 5-godzinnego lotu skręca mnie w żołądku i bynajmniej nie ma to związku z babciną fasolką ;)