GWIAZDA POLARNA
Rozdział I
Kłótnia
Patrzyłam w łazienkowe lustro z niedowierzaniem. To nie twarz, którą w nim widziałam budziła we mnie to uczucie. Soczysta zieleń oczu, zdrowy, opalony odcień skóry, ostry podbródek, owal twarzy w kształcie serca okolony burzą długich, czarnych loków. Nie, do tego przywykłam. Cos innego przykuwało moją uwagę. Na prawym policzku, mokrym od łez widniała pokaźna, różowa plama.
- ,,Wszystkiego się po nim spodziewałam, ale to już przesada- pomyślałam z nienawiścią. Po chwili poczułam, że to straszne, darzyć własnego ojca tym uczuciem. Ale, czy miałam inne wyjście? Może i miałam. Ale nie chciałam o tym myśleć. Odkręciłam kran i przemyłam twarz zimną wodą. Policzek piekł mnie strasznie. Zastanawiałam się, czy jutro będzie po tym ślad. Wszystko na to wskazywało.
Ale zacznijmy od początku.
Wróciłam ze szkoły późnym popołudniem. Zostałam po lekcjach i jak zwykle siedziałam w bibliotece. Nie chciałam wracać do domu. Domyślałam się, w jakim o n jest stanie. Jest dzień jego wypłaty. Pewnie już zdążył kupić nowy zapas alkoholu- pomyślałam ze smutkiem. Przeciągałam spotkanie z nim jak długo się dało, lecz wiedziałam, że i tak w końcu do tego dojdzie. Przyjechałam najpóźniejszym autobusem, tym, którym czasem wracam z zajęć dodatkowych. Wioska , w której mieszkam znajduje się pod Lublinem. Jakieś dwadzieścia minut drogi. Cieszy mnie to, że nie mieszkam w mieście. Chyba bym tam nie wytrzymała. Jednak teraz droga do domu z oczywistych powodów nie sprawiała mi przyjemności. Im bliżej byłam, tym czułam się bardziej spięta. Miałam nadzieję, że ojciec będzie spał. Gdy otwierałam furtkę i szłam w stronę małego, jedno- piętrowego domu przez skromny ogród, serce waliło mi jak młot. Starałam się uspokoić i zachowywać naturalnie. Chciałam szybko przejść przez kuchnię i znaleźć się w swoim pokoju, jednak nie udało mi się. Przy stole siedział mój ojciec z butelką piwa w ręku i mamrotał coś pod nosem. Na stole leżały porozrzucane puste butelki, a pod nim stało jeszcze kilka pełnych. Nie zdziwiło mnie to. Starałam się przejść niezauważona, ale on i tak mnie usłyszał.
- O, tu jesteś. Co, myślałaś, że mi się wywiniesz?- powiedział groźnie. Wzdrygnęłam się ze strachu. Nigdy nic mi nie zrobił, ale miałam przeczucie, że kiedyś do tego dojdzie.
- Nie, myślałam, że&- nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Że co? Że będziesz sobie łazić nie wiadomo gdzie, podczas, gdy twój tata zamartwia się gdzie jesteś?!- krzyknął.
- Przy litrach piwa- mruknęłam pod nosem.
- Słucham? Co powiedziałaś?!- podszedł do mnie. Czuć było od niego ten okropny zapach. Zapach desperacji, ludzkiej porażki i głupoty. Robiło mi się od niego niedobrze. Jak można upaść tak nisko?
- Słyszysz mnie?!- huknął i potrząsnął mną.
- Słyszę!- odkrzyknęłam uwalniając się od jego rąk- Po prostu to wszystko nie mieści mi się w głowie&
- Co wszystko?
- To, jak ktoś, kto zmusza mnie bym była potulna i posłuszna, sam robi takie rzeczy!
- A mi nie mieści się w głowie, jak mogliśmy cię tak wychować&- powiedział, już nie krzycząc
- My, jacy my? To mama mnie wychowała, ty miałeś mnie za swój podnóżek! Cieszę się, że już za niedługo będę mogła się wyprowadzić od ciebie, ty psychol&- nie dokończyłam, bo poczułam jego rękę na moim policzku. Uderzenie było tak silne, że upadłam na podłogę. Prawa część twarzy strasznie mnie piekła. Z brody kapały łzy. Łkając, wykrztusiłam z siebie:
- Żałuję, że to mama umarła.- i uciekłam do łazienki.