http://www.youtube.com/watch?v=OHkvan-NFnM
,,Gdzie jest Twój Romeo, Julio?"~ Rozdział XII
-To w takim razie, gdzie jest twoja mamusia?
- Ma teraz dyżur, wróci dopiero wieczorem- wyjaśnia brunet. Patrzę na zegarek. Jest 10:30
- A ty dlaczego nie jestes w szkole? Co, mama kazała Ci się mną opiekować?
- Jest sobota- odpowiada ze śmiechem. Mimo bólu zrywam się i siadam na łóżku
- Co?! Sobota? Jak to... przecież wyszłam z internatu w czwartek- znów mam metlik w głowie
- Nie powiedziałem Ci? Jesteś tutaj już dwa dni.
- Nie, to niemożliwe! Boże... pewnie wszyscy mnie szukają... no, mineła już doba, to pewnie wezwali policję!- denerwuję się nie na żarty
- Spokojnie. Powiedziałem w szkole co się stało, oni zawiadomili internat. Twoja siostra też wie- puszcza mi oczko
- Och, to dobrze...- oddycham z ulgą
- Nom... jak się czujesz?
- Trochę boli mnie głowa- śmieję się
- Mama mówiła, że jak dzisiaj się obudzisz, to juz wieczorem będzie mozna zdjać ci ten bandaż i zostanie tylko mały opatrunek - usmiecha się- a jutro to może będziesz mogła nawet na chwilę wyjsć. Może pokażę ci ten park?- dodaje
- Koniecznie- uśmiecham się
- Ale teraz może przyniosę ci coś do jedzenia, bo chyba jesteś głodna
***
Nazajutrz, tak jak powiedział Łukasz, czuje się o niebo lepiej. Głowa już nie boli, nawet wychodzę na miasto.
- Dobra, to gdzie jest ten park?- pytam, zaraz po wyjściu z domu Łukasza
- Spokojnie, zaraz dojdziemy- uśmiecha się brunet- słuchaj... dlaczego ty tak bardzo chcialas znaleźć ten park?- pyta po chwili
- Szczerze mówiąc, to nie miałam konkretnego powodu. Po prostu chciałam gdzieś spokojnie pomysleć i wydało mi się, że to chyba jedyne spokojne miejsce w tym mieście.
- Nie jesteś przyzwyczajona do zycia w mieście, co?- pyta z zawadiackim uśmiechem
- Czyli aż tak widać, że jestem ze wsi?- pytam oburzona. Nienawidzę kiedy ktoś się wywyższa, że jest z miasta- bo ja akurat jestem z tego dumna!
- Spokojnie, nie chciałem cię urazić- zmieszał się- szczerze, to ja też mam czasem dosyć tego miasta... zawsze na wakacje wyjeżdzam do dziadków na wieś. Tam jest cudownie.
- Serio?- pytam zaskoczona
- Nie wierzysz mi?- pyta i pewnie znów bysmy się posprzeczali, ale akurat dochodzimy do parku. Staję w bramie i moja twarz wykrzywia grymas. Nie tak to sobie wyobrażałam. Po chodnikach przewala się masa szaro poubieranych ludzi z psami na smyczach, na co drugiej ławce pary w moim wieku albo niewiele starsze nadmiernie okazują sobie czulość. Nieopodal, w cześci przeznaczonej na plac zabaw rozwydrzone dzieciaki przepychałją się na zjeżdżalniach i huśtawkach, lub grzebią w piaskownicy. Cały obrazek dopełnia przykry zapach prezentów pozostawianych przez kochanych pupili, których właściciele ani myślą sprzątnąć.
- I jak, o to ci chodziło- pyta i ponownie uśmiecha się tym swoim zawadiackim usmieszkiem
- No nie do końca- odpowiadam niezadowolona
-Tak myślałem- mówi - ale nie martw się, nie bedziemy TU spacerować- dodaje i ciągnie mnie za sobą. Przeprawiamy się przez główna część parku i zaraz znajdujemy się w dość zacisznym miejscu, pod wielkim klonem obsypanym żółtymi liśćmi. Dywan z takich samych liści mamy pod stopami. zastanawiam się jak długo stare drzewo będzie jeszcze zrzucać te liście, bo już tak duzo ich zrzucił, a korona nadal jest ich pełna. Z zamyślenia wyrywa mnie deszcz właśnie tych samych, spadających liści. Przez chwilę stoję oszołomiona, ale po chwili orientuję się, że to Łukasz potrząsnał gałęzią wywołując "lawinę". Teraz stoi oparty o pień i z triumfem mi się przygląda. "To oznacza wojnę"- myślę i pakuje mu prosto w twarz sporą garść liści. Zaczynamy się obrzucać, wkrótce przewracam się i on razem ze mną. Tarzamy się na ziemi i nagle nasze twarze znajdują się zaledwie centymetr od siebie. patrzę mu głęboko w oczy. Dostrzegam w nich jakiś nowy blask. I w tej chwili on przysuwa się jeszcze bliżej a ja czuję jego ciepłe, miękkie usta na swoich.
C.D.N.
~AHeartOnFire