lało jak z cebra. parasol w autobusie otworzył się z hukiem, opryskując przy tym ludzi, ale to ja musiałam świecic mordą, a nie on - parasol. wykaraskałam się jakoś na chodnik, a ten znów swoje. całe szczęście, bo deszcz zaatakował już mój dekolt. krople spadały na moje nagie stopy obute jedynie w plecione balerinki. szczękałam zębami z zimna. na podjeździe zobaczyłam samochód mamy, więc czując ssanie w żołądku szybko ruszyłam w stronę drzwi. zamknięte. szukałam klucza, marznąc. nagle drzwi otworzyły się, mama stanęła w nich z uśmiechem.
-kupiłam sobie klapki!
nie wiem, co pisac - piszę więc głupoty.
dla wszystkich zainteresowanych - to uż miało miejsce.
moja mama naprawde stanęła w drzwiach i radośnie krzyknęła.
gorzej z moją miną ;]
[ będę miała 5 z biologii - i ogromną satysfakcje! ]
zdj. samo takie się zrobiło.
telefonem też można fajne rzeczy zdziałac ;]